Wiersz miłosny Jana Kochanowskiego pod tytułem Z pieśni

Z pieśni

Trudna rada w tej mierze: przyjdzie się rozjechać,

A przez ten czas wesela i lutnie zaniechać.

Wszytka moja dobra myśl z tobą precz odchodzi,

A z tego mię więzienia nikt nie wyswobodzi,

Dokąd cię zaś nie ujźrzę, pani wszech piękniejsza,

Co ich kolwiek przyniosła chwila teraźniejsza.

 

Już mi z myśli wypadły te obecne twarzy;

Twoje nadobne lice jest podobne zarzy,

Która nad wielkim morzem rano się czerwieni,

A z nienagła ciemności nocne w światłość mieni;

Przed nią gwiazdy drobniejsze po jednej znikają

I tak już przyszłej nocy nieznacznie czekają.

 

Takaś ty w oczu moich. Szczęśliwa to droga,

Po której chodzić będzie tak udatna noga!

Zajźrzę wam, gęste lasy i wysokie skały,

Że przede mną będziecie taką rozkosz miały:

Usłyszycie wdzięczny głos i przyjemne słowa,

Po których sobie tęskni biedna moja głowa.

 

Lubeż moje wesele, lubeż me biesiady!

Mnie podobno już próżno szukać inszej rady,

Jeno smutnego serca podpierać nadzieją;

W nadzieję ludzie orzą i w nadzieję sieją.

A ty tak srogą nie bądź ani mię tym karzy,

Bych długo nie miał widzieć twojej pięknej twarzy!