Wiersz miłosny Jerzego Ficowskiego pod tytułem Pejzaż nadmorski

Pejzaż nadmorski

Zostawiła na wysokim brzegu

sukienkę, pantofle,

cywilizacje, obyczaje,

zielone okulary, oczy ludzi,

swoje popłochy i skupienia.

 

Leży na miałkich szeptach piasku.

Jej pępek mruży się do słońca,

jej sen odmierzają

piersi zegary słoneczne.

Morze podbiega do niej, jawnej,

aby podglądać ich godzinę.

Fala jej włosów

wyrzuciła na brzeg

spirale muszli:

na jej widok

rozwijają swoje ciasne skręty.

Z rozrzuconych rąk

wyrastają dwie strony

wschód i zachód.

Kolana wskazują na oślep,

stoją w zenicie.

Wiatr — przezroczysty cień —

przemija nad nią nisko

jak woda w wysokich brzegach.

Ciemnieje

u stromych zboczy nóg,

jaśnieje

między skłonami piersi,

w przełęczy, gdzie się spotyka

z jej nagim oddechem.

 

I wtedy właśnie wody

uczą się od niej kołysania.

A ona leży w miałkich szeptach piasku,

ubrana w oddech morza,

młodsza o tysiąclecia.