Wiersz miłosny Jerzego Żuławskiego pod tytułem Narcyzy

Narcyzy

Na stole moim

w zielonym dzbanku glinianym

mrą te przedwczoraj zerwane narcyzy

i pachną...

 

Białe,

do księżycowych snów podobne płatki

więdną i tulą się wokół gwiaździstych,

płomienno-złotych serc więdnących kwiatów...

 

Takie jest białe ciało twoje młode,

takie są złote drogie włosy twoje...

i taka wonna jesteś cała...

 

Pachną,

mdleją od woni te białe,

te mrące kwiaty w glinianym

dzbanie na moim stole...

W mym sercu

płaczą dziwne wspomnienia...

 

Oddycham wonią,

myślę, czuję wonią upojną

tych mrących kwiatów...

i sen,

jakiś przedwczoraj zerwany,

biały, pachnący sen więdnących kwiatów

cicho na oczy mi spada,

jak narcyzowe lekkie, chłodne listki

dobrą ręką rzucane...

 

Jutro te kwiaty zwiędną i zielony

dzban polewany na tym moim stole

będzie znów próżny...

A dziś —

takie są białe ich płatki i miękkie,

jak ciało twoje,

takie są złote ich serca,

jak twoje włosy najdroższe —

i pachną,

jak usta twoje, co całują cicho

i upajają bez miary, bez miary —

snem, co od śmierci nie jest mniej rozkoszny!

 

Pachną w tym dzbanie więdnące narcyzy,

coraz to silniej pachną, coraz mocniej

przedwczoraj zerwane narcyzy —

i mrą...

 

W woni

kwiecia, czy wspomnień moich, w sercu mrących,

zasypiam cicho...

 

A takie białe jest twe ciało młode,

takie są złote twoje włosy,

a usta twoje tak pachną...