Wiersz miłosny Johanna Wolfgang Goethego pod tytułem Trylogia namiętności [Strona 2]

 

Tam dzień nie bije szybkimi skrzydłami,

Nie popędzane chwile wolno biega.

A pocałunek — to wierności znamię,

Na wargach trwa do słońca następnego.

Tak za godziną upływa godzina,

Jak siostry bliźnie, a każda jest inna.

 

Ostatni uścisk słodko i boleśnie

Zrywa jak przędzę twą miłość zdławioną.

Uciekła — stopą próg omija spiesznie,

Jakby ją Cherub płomieniem owionął.

Martwo spoglądasz na ścieżynę smętną

I patrzysz wstecz — już bramę zatrzaśnięto.

 

I ty zamykasz się w sobie, jak gdyby

Serce nie miało zaznać już osłody,

Bo nie odnajdziesz już tych godzin nigdy,

Co lśniły nad nią z gwiazdami w zawody.

Skądś zniechęcenie, żal, troska się bierze,

I ciąży ci w dławiącej atmosferze.

 

Czyliż świat zniknął? Skał ściana spiętrzona

W błogosławionym cieniu nie króluje?

Zboże nie rodzi w polu? Ruń zielona

Nad rzeką łąk wstęgami się nie snuje?

Czyliż się życie nie kłębi nieznane,

Bogate w kształt i kształtem nie związane?

 

Tam lekko, zwiewnie, przejrzyście utkana

Pośród obłoków chóru, jak Seraf się kłoni

Podobna do niej, eterem owiana

Błękitnym, postać z promienistej woni.

Widzisz, jak krąży wesoło i tańczy

Najukochańsza wśród najukochańszych.

 

Na chwilę chociaż zamiast niej chcesz schwytać

Powietrzną zjawę ulegając złudzie.

W serce patrz swoje! Tu ona wyryta,

Tutaj w postaciach wciąż innych się budzi,

Zawsze jedyna w tysiącznych przemianach,

Tak zmienna i wciąż mocniej miłowana.

 

Jak ongi czeka na mnie tam, przy bramie,

I uszczęśliwiać mnie co chwilę radą.

To spieszy za mną i pocałowanie

Ostatnie już na wargach moich składa.

Tak wiecznie we mnie trwa obraz kochanej

Płomieniem w sercu wiernym malowany.

 

W sercu, gdzie miłość ją pewniej osłania

I jak wysoki mur blankami chroni;

Dla niej raduje się z własnego trwania

I wie o sobie poprzez miłość do niej.

Wolne się czuje w najmilszych okowach

I bije po to, aby jej dziękować.

 

Zdolność kochania, potrzeba miłości

Wzajemnej zgasła we mnie i zniknęła.

Lecz mnie nadzieja radosna unosi

Wciąż do nowego pobudzając dzieła.

Jeżeli miłość by kochającego

Uszlachetniała, to jam doznał tego.

 

Dzięki niej właśnie! Gdy smutek głęboki

Osnuwa ciało i ducha jak chmurą,

Gdy straszne zwidy cię dręczą i mroki

I w serca pustce błąkasz się ponuro,

Ujrzysz nadziei świt u znanych progów

I w słońcu jasnym zobaczysz ją znowu.

 

Czytamy w księgach, że u Boga gości

Pokój, co bardziej niż myśl uszczęśliwia.

A czyż nie większy jest pokój miłości,

Gdy z ukochaną istotą przebywam?

Spoczywa serce, nic mu nie przesłoni

Najskrytszej myśli, że należę do niej.

 

Wdzięczność pragnienie budzi niezagasłe,

Ażeby Czyste, Wzniosłe i Nieznane

Poznać i służyć im, lecz z woli własnej,

Po to, by wniknąć w wiecznie Nienazwane.

Mówimy: "To pobożność"! — Serce moje

Sięga tych wyżyn, kiedy przed nią stoję.