Wiersz miłosny Johna Donnego pod tytułem Alchemia miłości

Alchemia miłości

Ci, co głębiej ode mnie grzebali się w sztolni

Miłości, powiadają, że byli w niej zdolni

Trafić na szczęścia głębokie pokłady:

Ja dotrzeć do tych skrytych złóż nie dałbym rady,

Choćbym kopał i kochał się jeszcze mozolniej;

Wszystko to fałsz, gdy spojrzeć z bliska:

Jak alchemik, Eliksir pragnąc legendarny

Stworzyć, wychwala swój garnek ciężarny,

Już gdy z substancji przeróżnych zlewiska

Pachnidło lub lekarstwo przypadkiem uzyska —

Tak i kochanków czeka nie szczęście olbrzymie,

Lecz noc, krótka jak w lecie a chłodna jak w zimie.

 

Spokój, dostatek, honor — któż ten skarb wymienia

Na grę mydlanych baniek i lotnego cienia?

Czyż to jest miłość, że mój lokaj zwie się

Równie jak ja szczęśliwym, gdy już wreszcie zniesie

I ślubnych, i poślubnych scen upokorzenia?

Jeśli przysięga zakochany,

Że ślub łączy nie ciała, ale dusze czyste,

Przysiągłby równie prawdziwie, zaiste,

Że w zgiełku gości weselnych zza ściany

Słyszy akord, przez sfery harmonijnie grany.

Nie chciej duszy w kobietach; przy całym rozumie

Są, gdy się je posiędzie, już tylko jak mumie.

Przełożył
Stanisław Barańczak