Wiersz miłosny Johna Donnego pod tytułem Najmilejsza, w podróż jadę

Najmilejsza, w podróż jadę

Najmilejsza, w podróż jadę,

Nie bym się tobą znużył,

Ani bym na jaką zdradę

Bytności w świecie użył;

I tak nam dano

Krótko żyć, więc nie patrz krzywo,

Gdy umieram nie prawdziwą

Śmiercią, lecz udawaną.

 

Słońce całą noc wędruje,

Lecz rankiem świecić zacznie,

Choć tęsknoty wszak nie czuje,

A szlak ma dłuższy znacznie:

Więc uwierz, droga,

Że powrócę w szybszym pędzie

Niźli Słońce: kłuć mnie będzie

Tęsknoty mej ostroga.

 

Jak niewiele człowiek zdoła:

Gdy mu fortuna służy,

On chwil przeszłych nie przywoła,

Trwających nie przedłuży!

Za to niedolom

Umie oddać wszystkie siły,

By go łatwiej zwyciężyły

Te, co najbardziej bolą.

 

Kiedy wzdychasz, dusza moja

Znika z twym tchem, jedyna,

Kiedy płaczesz, jedna twoja

Łza krew mi w żyłach ścina.

O nie, nie wierzę,

Że mnie kochasz, skoro życie

Moje w swoim trwonisz skrycie;

Nie kochasz chyba szczerze.

 

Nie przeczuwaj dla mnie żadnej

Niedobrej w drodze sprawy,

Bo cię los podsłucha zdradny

I spełni twe obawy;

Myśmy jedynie

Do snu na bok odwróceni:

Nie mogą być rozłączeni,

W których krew jedna płynie

Przełożył
Stanisław Barańczak