Wiersz miłosny Johna Donnego pod tytułem Powietrze i anioły

Powietrze i anioły

Kochałem był cię już dwa lub trzy razy,

Nie znając jeszcze twojej twarzy ni imienia;

Tak w formie głosu albo płynnego płomienia

Zjawiają nam się anioły bez skazy;

Kiedym cię poznał, ujrzałem istnienia

Twego nadobne, wdzięczne i puste obrazy:

Lecz skoro dusza ma — której dziecięciem

Jest miłość — przez cielesne zmysły tylko działa,

Również i miłość nie zwiewnym pojęciem

Być musi, ale przybrać, jak rodzic, kształt ciała:

Taką więc miłość proszę, by poznała,

Kim i czym jesteś — i pozwolę

Wyrazić jej się w ciała twojego żywiole,

Utrwalić się w twych ustach, oku, włosach, czole.

 

Myślałem jednak, że skarby bogate

Twojej urody będą balastem jedynie,

Który sprawia, że statek równym kursem płynie:

Lecz obciążyłem miłości fregatę

Nadmiernie, widzę; na owej głębinie

Każdy twój włos ją może zatopić; a zatem,

Gdy o miłości to jedno wiadomo,

Że jej nicość ni świetność w pełni nie zawiera,

Niech — tak jak anioł, co postać widomą

Z powietrza, nie tak jak on czystego, przybiera —

Miłość twa moją otoczy jak sfera;

Ta sama niewspółmierność zgoła,

Która dzieli powietrza czystość i anioła,

Kobiecą miłość z męską w nas połączyć zdoła.

Przełożył
Stanisław Barańczak