Wiersz miłosny Johna Donnego pod tytułem Relikwia

Relikwia

Gdy grób, gdzie spoczną moje kości,

Otworzy się dla nowych gości

(Bo umie grób, po kobiecemu,

Być łożem więcej niż jednemu)

I grabarz w nim dostrzeże

Kość z bransoletką z jasnych włosów wkoło,

Pomyśli, marszcząc czoło,

Że kochankowie znaleźli tu leże,

Którzy widać pragnęli dzięki tej ozdobie

W tłoczny Dzień Sądu poznać się, spotkać przy grobie

I mieć się wzajem jeszcze przez chwilę przy sobie.

 

Jeśli to będzie kraj lub era,

W których dewocja silnie wzbiera,

Grabarz zaniesie szczątki ciała

Do króla albo kardynała

I kult relikwij nowy

Nazwie cię Marią Magdaleną zgoła,

Mnie zaś też kimś obwoła;

Lud czcić nas będzie, zwłaszcza białogłowy;

A że wszystkim w tych czasach cuda będą w głowie

Jedynie, niech ten papier potomności powie,

Jakie czynili cuda czyści kochankowie.

 

Kochaliśmy się więc zawzięcie,

Nie wiedząc czemu, i pojęcie

O płci posiadłszy równie duże,

Jak nasi Anięłowie Stróże;

Witając ją, żegnając,

Kradłem całusa, lecz nie między tymi

Ucztami; i czystymi

Byliśmy, respekt dla pieczęci mając,

Które łamie natura, prawem poskromiona.

Te były nasze cuda. Ten tylko dokona

Większych, kto powie, jakim cudem była ona.

Przełożył
Stanisław Barańczak