Wiersz miłosny Johna Donnego pod tytułem Wschód słońca 1

Wschód słońca

Słońce, kpie stary, niesforny a żwawy,

Czemu zaglądasz

Przez okna i kotary nasze? Zali żądasz

Od kochanków, by w ślad twych pór biegły ich sprawy?

Idźże a łajaj, zuchwały nicponiu,

Uczniów spóźnionych i chłopców w terminie,

Myśliwym dworskim powiedz, że król już na koniu,

Mrówki zwołuj, niech każda z plonem się uwinie.

Miłość zawsze ta sama. Nie zna zmiany

Pór roku, dni i godzin. To czasu łachmany.

Iż promienie twe zacne oraz pełne mocy,

Nie myśl tak snadnie,

Przyćmiłbym je zmrużeniem powiek, lecz mrok kradnie

Jej obraz na zbyt długo — mamże przymknąć oczy?

Skoro cię nie oślepi jej spojrzenie,

Zajrzyj tu jutro, znowu o tym czasie,

I powiedz, czyli Indii skarby i korzenie

Są tam, gdzieś je ostawił, czy tu leżą zasie;

I pytaj się o królów, coś ich widział w świecie,

Usłyszysz: wszyscy oni tu, w tym łożu przecie.

Ja — to Książęta, w niej Mocarstwa żyją.

Cóż reszta przy tem?

Książęta nas udają. Udanym zaszczytem

Jest przy nas każdy honor, skarby — alchemiją.

Połowy naszych szczęść nie masz w swym stanie.

Słońce! Bo tak już jest na tym tu świecie.

Iżeś stare — pofolguj, a że twe zadanie

Świat ogrzewać, ogrzałeś już nas dwoje przecie,

Świeć nam tedy, bo wszędzie blask twój jest rozlany:

To łoże twoim centrum, a sferą — te ściany.

Przełożył Jerzy Pietrkiewicz