Wiersz miłosny Johna Donnego pod tytułem Wzrost miłości

Wzrost miłości

Miłość moja tak czystą już mi się nie zdawa,

Jakem ją widział wprzódy,

Skoro umie, jak trawa,

Przetrwać zmienność pór roku i mijania trudy;

Całą zimę snadź łgałem, swą mękę miłosną

Zwąc największą — boć przecież zwiększyła się wiosną.

Lecz jeśli miłość, lek ów, co leczy bez końca

Ból większym bólem, nie jest kwintesencją, którą

Alchemik destyluje, lecz raczej miksturą

Utartą z cierpień duszy i z rześkości Słońca —

Jeśli tak, miłość nie jest to abstrakt, jak mniema

Ten, kto innej kochanki oprócz Muzy nie ma,

Lecz, jak wszystko, z pierwiastków się składa i skłania

Czasem do kontemplacji, czasem do działania.

 

A jednak miłość nie jest większa dzięki wiośnie,

Lecz wyraźniejsza raczej;

Tak jak gwiazda nie rośnie

Dzięki Słońcu, lecz błyszczy coraz to inaczej.

Rozkwitają na wiosnę czułe uniesienia

Jak pąk z przebudzonego miłości korzenia.

I jeśli, tak jak kręgi tworzą się na wodzie

Z kręgu jednego, miłość urasta i wzbiera —

Na jedno niebo składa się każda jej sfera,

Bo wszystkie mają swoje centrum w twej urodzie.

Każda wiosna to żarów miłosnych przydatek,

Lecz — jak książę, co nowy nakłada podatek

W czas wojny, zaś po wojnie już go nie umorzy —

Zima nie cofnie tego, co wiosna przysporzy.

Przełożył
Stanisław Barańczak