Wiersz miłosny Józefa Czechowicza pod tytułem Narzeczona

Narzeczona

wszedł na fale łucznik jutrzni pięść wparł w głąb

ściekał długo złotą strugą migotał w łuskach

w ciemnym złocie liśćmi ociekł jak strugą dąb

w ciemnym świcie wichru wycie i pustka

 

a cóżeście to tak wodę zmącili

czemu kuźnia pod dębami nie dzwoni

noc zesuwa się niebieska jak kilim

w czarnym krzyku gniazd wronich

 

wychodziły białe chaty na ług

jeszcze stoi wielka rosa na ziołach

wyjdźże młoda przestąp próg

spojrzyj w ranek malowany

spojrzyj bystro dokoła

 

ukochany

nie wołaj

mam na oczach marę senną piękniejszą

 

a cóżeście to tak dymy rozwiedli

że w siności tej nie widać wsi całej

świtem rankiem słońce sunie spod jedlin

jak twarz moja zuchwałe

 

ustawiały się rzędem płoty

chochołami róż kołysał zły wiatr

wyjdźże młoda na jesienne zaloty

spojrzyj chłopak u ściany

czarnooki czeka swat

 

ukochany

me zaloty

sen tęskliwy mara której nie znasz