Wiersz miłosny Kazimiery Zawistowskiej pod tytułem Epitafium

Epitafium

[I]

 

Długie czarne warkocze, więzione w twej dłoni,

W złocie jaskrów zerwanych u leśnej krynicy —

Roje białych motyli, sznur kwietnych jabłoni,

Pierwszy urok upojny dziewiczej świetlicy.

 

Do twych kolan się dusza rozmodlona kłoni,

Śpiewając ci pokorny hymn oblubienicy,

Ów z łez pereł spleciony i kwiatowych woni

Nieśmiertelny różaniec miłosnej tęsknicy.

 

Długie czarne warkocze, a na nich twe dłonie...

Czasem czuję je jeszcze i brzemię lat znika,

I przyszłość się jak muszla perłowa odmyka,

 

By wspomnień nagie ciernie białym stroić kwiatem,

I oddycham znów róży purpurą i latem,

I widzę złote jaskry i białe jabłonie.

 

[II]

 

Ze spichrza twojej duszy wziąłeś dziwne ziarna,

Aby posiać w mej duszy ugory jałowe,

I popatrz, jak się pleni ta siejba ofiarna,

Jak bujnie młode pędy krzewią się cierniowe.

 

Białe kwiaty tęsknoty, jako mgła oparna,

W kielich smutku wsączają sznury łez perłowe,

I chyżo wzrasta, chyżo roślinność cmentarna,

By drzewo twojej męki owinąć krzyżowe.

 

Jeśli zechcesz, ja przyjdę... i na krzyż twej męki

Moja dusza upadnie jak poświetl księżyca,

I wszystkie łzy twe weźmie na swe białe lica,

 

I jak z harfy zaklętej dobędzie z nich dźwięki,

I przejdę przepaść tęsknot dzielącą nas czarną,

Boś mą duszę zapłodnił twą siejbą ofiarną.

 

[III]

 

O maków purpurowych, kraśnych maków kwiecie!

O usta całowane, drogie usta twoje!

Złote życia na oścież rozwarte podwoje,

Słońce! Słońce w upalnym rozgorzałym lecie!

 

Słońce! Słońce! I maków purpurowych kwiecie!

Pszennych łanów poszumy, pszczół grające roje!

I usta całowane, drogie usta twoje,

I w lipowych alejach kwietniane zamiecie!

 

Harfo wspomnień! twe struny z rdzy krwawych korali

Dłoń moja dziś otrząsa, ogrzewa, rozzłaca,

Lecz melodia ta dawna, słoneczna nie wraca,

 

Tylko motyw tęsknoty snuje się i żali...

A ścichłe, obumarłe jak cmentarni stróże,

Więdną maki w królewskiej zszarpanej purpurze.

 

[IV]

 

Cieniem byłeś ty dla mnie, bladym wątłym cieniem.

Jak kwiat w wodzie odbity, tracąc woń, kolory,

Żywego tylko kwiatu ma nikłe pozory —

Tak w twych oczach ócz innych szukałam wspomnieniem.

 

O minionym śnie byłeś dla mnie tylko śnieniem.

I przy tobie me myśli, błędne meteory,

Tęczą wspomnień barwiły ów kwiat różnowzory,

Ów kwiat żywy wciąż we mnie — któregoś ty cieniem.

 

I czasem żal mi ciebie, bo ci jestem dłużną.

Żary duszy twej padły na opokę twardą

I czasem żal mi ciebie, żeś nie poszedł z wzgardą,

 

Żeś nie poszedł ode mnie ty, karmion jałmużną!...

Tylko został gdzieś w głębi twej pokornej duszy,

Jak ślad bicza, pręg krwawy od krwawych katuszy.

 

[V]

 

Czy nad Twą łodzią także lśniły zorze —

Źrenice Boga w trójkątnej oprawie?

Czy łódź Twą także w pian srebrnych kurzawie

Z pieśnią tryumfu w dal porwało morze?