Wiersz miłosny Kazimiery Zawistowskiej pod tytułem Magdalena

Magdalena

I

 

Kiedy przyjdziesz? Ja słyszę w ciemnym przeczuć borze

Szmer Twych kroków... zielenią więc progi owiję,

A dusza, jako owiec stado białoszyje,

 

U cysterny pragnienia czeka Cię w pokorze.

Wciąż czekam, płowych piasków śledząc martwe morze —

I nie wiem, czy od spieki dziś Cię namiot kryje,

Czy dłoń czyja Twe stopy pielgrzymie obmyje,

 

I nie wiem kędy jesteś... i dziwnie się trwożę...

I nie wiem, kiedy przyjdziesz — tęsknotą strawiona

Moja dusza Cię woła pieściwymi dźwięki,

 

Bo jak owoc już dojrzał mych bioder kształt mięki

I wonniejszą od kwiatu jest biel mego łona!

Ale przychodź!... O przychodź!... Bo z tęsknoty skona

Moja dusza, jak harfą, Tobą rozdźwięczona.

 

II

 

Drobną stopą zdeptawszy syryjskie purpury,

Słuchała nieruchoma, przegięta niedbale,

Onych pieśni, śpiewanych ku jej ciała chwale,

W świetlicy obwiedzionej kwiecianymi sznury.

 

Lecz z jej oczu, jak tygrys co ukrył pazury,

Już szał dziki, przyczajon, zrywał się zuchwale

I ust zniżał wilgotne dyszące korale,

I rozplatał łaknących jej ramion marmury.

 

I blada pod złoconych warkoczy płomieniem,

Z piersi, bioder, szat więzy zerwała i kwiaty...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Lecz nagle przez jutrzniane różowe poświaty,

 

W jej rozwarte od trwogi i lęku źrenice,

Jak mistyczny krąg światła, wejrzy blade lice —

Krwawe skronie, owite cierni obramieniem.

 

III

 

Pod stopy Mu opadła, w prochu włócząc skronie,

I miedź złotą warkoczy pod stopy rozsłała —

I jakoby z kadzzłotą warkoczy pod stopy rozsłała —

I jakoby z kadzielnic ofiarnych sypała

Z tych warkoczy przedziwne ambry, nardu wonie!...

 

I bez słów On zrozumiał w nierządnicy łonie

Mękę duszy — bo była jak helotka biała

W pętach zmysłów, na służbie u pysznego ciała —

Kwiat Bezcześci o Wstydu błękitnej koronie.

 

I z prochu ją podniósłszy, na jej głowę wonną,

Dłoni swoich położył pieszczotę przedzgonną...

A nad nimi żar słońca szedł szkarłatno-złoty.

 

I Cherub rozkołysał się przejasny, cichy,

Bielą skrzydeł zakrywszy na wzgórzach Golgoty

Kwiatu śmierci męczeńskie skrwawione kielichy.