Wiersz miłosny Kazimiery Zawistowskiej pod tytułem Panagia

Panagia

Naiwną ręką mistrza sprzed laty

W ołtarz cerkiewny sztywnie wtłoczona. —

Młode jej skronie gniecie korona,

Młodą pierś gniotą dostojne szaty.

 

Gdyby z tła złoceń zdjąć Świętą-Maty,

Toby w skrach słońca szła ozłocona

I, jak wieśniaczka z synkiem u łona,

Przędłaby kądziel u progu chaty.

 

A mgieł przędziwa znad modrej strugi

W zwój by się pasem rozsnuły długi,

I wszystkie świtu-zorzy uśmiechy

 

Do jej by cichej przybiegły strzechy,

Aby rozsypać puchy lipowe

Na bezkoronną przędącej głowę. —