Wiersz miłosny Kazimiery Zawistowskiej pod tytułem Z marzeń moich [Strona 2]

II

 

Daj mi sny Twoje, daj ten sen skrzydlaty

O mnie prześniony — ja chcę duszę własną

W jego zwierciadle ujrzeć cichą, jasną,

Rozkołysaną jak mgły srebrnej kwiaty.

 

Wprowadź mnie jeszcze w krysztalne zaświaty,

A tam, Twą dłonią poruszone smutnie,

Niech się rozdźwięczą wszystkie ścichłe lutnie

W ów akord, nagle zerwany przed laty...

 

Wówczas mnie ujrzysz raz jeszcze wyśnioną,

Raz jeszcze wszystkie, pogasłe w ukryciu,

Perły mej duszy tęczowo zapłoną,

 

I jedną cudną dam Ci chwilę w życiu,

Chwilę jedyną — bo potem w noc ciemną

Pójdę, byś nigdy nie spotkał się ze mną.

 

III

 

Kocham Ciebie, bo wracasz Ty mi wiosnę złotą

Mej młodości i jasne powracasz miraże.

Twój cień trwa przy mnie, jakby wierne straże,

Twój cień, mej duszy przywołań tęsknotą.

 

Niech więc ramiona mię Twoje oplotą —

Zasłoń oczy — dziś w przyszłość nie chcę patrzeć ciemną,

Chcę zapomnieć, że życie za mną i przede mną —

Chcę zapomnieć o wszystkim, co nie jest pieszczotą.

 

Tak dziś ciemno i zimno... Daj mi Twoje oczy!

Twoje oczy rozświetlą marzenia ogrody...

Tam dźwięk — złoto — purpura — alabastrów schody —

I korowód weselny barwi się tęczowo.

Tak dziś ciemno i zimno... a nad moją głową

Sny majaczą złowrogie... Daj mi Twoje oczy!...

 

[O powrotna łez falo...]

 

O powrotna łez falo! O powrotne głosy

Z pogrzebanej przeszłości!... Dłoń szczodrych szafarzy

Złoto w kontur pobladłych dziś rzuca miraży,

W urnie stygłych popiołów nieci iskier stosy.

 

O sny zwiędłe! O kwiaty otrząśnięte z rosy,

Jak tłumnie z rozespanych wstajecie cmentarzy!...

Widzę błękit ruczajów w niezabudek twarzy,

Jaskrami rozzłocone widzę sianokosy.

 

O powrotna łez falo! Widzę, idą z mroków

Baśnie ku mnie i wonie z ogrodów młodości.

I stoję nadsłuchując, czy szelest tych kroków

 

Twego przyjścia nie głosi — Ty, pełna litości!

Ty, co duszom, na które czerń twych skrzydeł padła,

Dajesz takie przedśmiertne czarowne widziadła!...

 

I

 

Bądź Ty mi dobrym — zejdź sercu mojemu

Jaśnią podobną ciepłu słonecznemu —

Bądź duszy mojej morzu burzliwemu

 

Kojącą ciszą wpółsennej zatoki,

Zwartej łagodnie gór kwietnymi stoki...

 

Bądź ustom moim jak trunek miłosny,

Po którym serce skwita kwiatem wiosny!

Bądź ustom moim słodki i litosny...

 

I na te usta, do Twych ust tęskniące,

Kładź się jak rosy napoje rzeźwiące.

 

Bądź oczom moim czarem wizyj sennych,

Wyprzędłą baśnią mirażów promiennych,

Wonnym pąkowiem zieleni wiosennych

 

Opleć mi duszę jak uroczne ziele,

By w ślad stóp moich chodziło wesele...

 

II

 

Chciałabym, z tobą poszedłszy w zaświaty,

Wtulić się w jasność jakiejś białej chaty.

I wszystkie słońcu skradzione uśmiechy

Wpleść w miękie złoto jej żytnianej strzechy.

 

I w takiej chacie odciętej od sioła,

Pojąc się ciszą rozlaną dokoła

I patrząc co dzień na wstające zorze,

Czuć w duszy własnej to Królestwo Boże