Wiersz miłosny Leona Rygiera pod tytułem Nie mów

Nie mów

I

 

Kochałem cię... Nie mów, że te święte słowa

Bezczeszczą moje usta, gorączką spalone...

Ja wiem, powiedzieć "kocham" dziś nie mogą one —

Lecz kochałem... I byłaś ty mi jak królowa...

 

Tak... W prochu u stóp twoich leżała ma głowa;

Z pokorą, czcią i dumą patrzałem w twą stronę...

A jeśli dziś nie kocham, jeno żądzą płonę —

Tyś winna — że ci obcą była duszy mowa...

 

Prawda, miałaś hart, ale i chłód miałaś stali,

Bałaś się, że cię dłoń ma, zgiąć nie mogąc, skruszy —

I ostrzem klingi w pierś mą godziłaś z oddali.

 

A jam czekał daremnie, wierząc, że cię wzruszy

Korne moje milczenie... Dziś mię żądza pali:

Pragnę twojego ciała, bom nie znalazł duszy.

 

II

 

Nęcą mnie twoich oczu rozdęte źrenice,

Nęcą mnie twoje usta, wrzącą krwią nabrzmiałe,

Nęcą mnie twoje piersi okrągłe i białe —

I ten uśmiech, co wieczną chowa tajemnicę...

 

Gdy na sobie przelotne twe spojrzenie schwycę,

Co choć pragnie — fałszywie jasne jest i śmiałe —

Zapominam, że gardzę — i zmysły omdlałe

Szepcą: "pójdź!... niech się twoją pięknością nasycę!..."

 

A jednak... Wiem, — świat w przepaść runąłby wraz ze mną,

Gdybyś chciała usłuchać mojej krwi wołania

I padła w me ramiona po rozkosz wzjemną —

 

A jednak —gdy się przeszłość z pamięci wyłania —

To za swą wiarę w ciebie, świętą, choć daremną,

Dałbym — nawet ten krwawy tryumf pożądania!...