Wiersz miłosny Leopolda Staffa pod tytułem Gdy syty skarbów

Gdy syty skarbów

Gdy syty skarbów, własnym bogactwem znużony,

Darowywać pragnąłem jako król szalony,

Stałaś przy mnie, o, Chryzis, złotowłosa pani,

Wsparta o marmurowy biały słup w przystani.

Patrzyłaś na rozlewnych wód płynne manowce

I na moje żaglowne, złote trójwiosłowce,

Na które niewolników moich pogotowie

Znosiło dzbany świetne, drogie złotogłowie,

Bisior, szkarłat tyryjski, przepyszne kobierce

I bursztyny ciążące jako moje serce.

I daremnie szukałem stu pozorów zwłoki:

Statki znaku czekały na odjazd z zatoki,

Żagle rozpięte drżały, a słońce już nisko

Za góry zapadało. A chociaż tak blisko

Stałaś przy mnie, nie rzekłaś słowa niś spytała,

Komu podarki wiezie ta wyprawa cała

Choć jednym słowem mogłaś ocalić od zgłady

Statki, które ma duma rzucała na zdrady

Korsarzy, burz, bez celu, bez gwiazdy na niebie,

Te skarby, które-m w duszy przeznaczył dla ciebie