przede mną - bo zastałem ją tutaj - i miałem diabelnie ciężkie
zadanie z przekonaniem jej, żeby wróciła do domu; ale wreszcie
sobie pojechała. Otóż, Najdroższa, mówię Ci jak najszczerzej,
że nic na to nie mogłem poradzić, że zrobiłem wszystko,
co mogłem, by temu zapobiec, a wreszcie położyłem temu kres.
Nie byłem zakochany i nie zostało we mnie miłości dla nikogo;
ale dość trudno mi było odgrywać stoika wobec kobiety, która
przywlokła się z odległości ośmiuset mil po to, by mnie
odfilozofować. Poza tym, ostatnio raczono mnie (niestety)
tylokrotnie "dwoma daniami z deserem", złożonymi z odrazy,
że miałem ochotę przyjąć odrobinę miłości (jeżeli ktoś się z nią
szczególnie narzuca) jako nowość. A teraz wiesz wszystko,
co ja sam wiem o tej sprawie, i rzecz skończona. Proszę Cię,
pisz. Nie miałem od Ciebie żadnych wiadomości od czasu
ostatniego Twego listu, co najmniej miesiąc albo pięć tygodni
temu. Bardzo mało wychodzę z domu, chyba dla zażycia
świeżego powietrza, dla wycieczek lub nad jezioro,
lub do Copet, gdzie Pani deStael była dla mnie szczególnie
dobra i przyjazna, i (jak słyszałem) staczała niezliczone bitwy
w mojej bardzo kiepskiej sprawie. Sprawa ta (mówią) wywołała
tyle samo hałasu po tej stronie kanału La Manche,
co po tamtej. Niebiosa jedne wiedzą czemu - ale wydaje się,
że jestem przeznaczony do tego, by ludzie się o mnie
za łby brali. Nie miej do mnie nienawiści, ale wierzaj,
żem Ci jest zawsze najserdeczniej oddany.

Byron


Do hrabiny Guiccioli

Wenecja, 25 kwietnia 1819


(...) Gromisz mnie, że nie pisałem do Ciebie na wieś,
ale - jakże mogłem to uczynić? Skarbie najmilszy,
przecież nie podałaś mi żadnego adresu oprócz tego
w Rawennie. Gdybyś wiedziała, jak wielka jest moja miłość
do Ciebie, nigdy nie przyszłoby Ci do głowy, że mógłbym
o Tobie zapomnieć choćby na jedną chwilę. Musisz mnie
lepiej poznać. Może kiedyś przekonasz się o tym,
że chociaż nie jestem Ciebie godny, jednak naprawdę
Cię kocham.

Pytasz, czyj widok jest mi teraz najmilszy, gdy Ciebie
nie ma? Kto sprawia, że drżę, kto budzi we mnie uczucia -
nie takie, jakie tylko Ty potrafisz rozniecać w mojej duszy -
ale trochę podobne do tamtych? Odpowiem Ci: ten stary
odźwierny, przez którego Farmy zwykle przysyłała mi Twoje
liściki, gdy byłaś w Wenecji, i który nadal przynosi mi listy
od Ciebie - zawsze upragnione, ale nie takie miłe jak wtedy,
gdy każdy list wieścił nadzieję, że ujrzę Cię jeszcze tego
samego dnia o zwykłej porze. Gdzie jesteś, Tereso?
Wszystko tu przypomina mi o Tobie, wszystko jest takie
samo, tylko Ciebie nie ma, a ja ciągle tu jestem. W rozstaniu
mniej cierpi ten, kto odchodzi, niż ten, co zostaje. Niepokój
podróży, zmiana otoczenia, krajobrazu, ruch, może nawet
samo oderwanie się od tej drugiej osoby rozprasza myśli
i przynosi ulgę sercu. A ten, kto zostaje na miejscu, żyje
nadal wśród tych samych przedmiotów, jutro jest takie,
jakie było wczoraj, i tylko tego brak, co kazało mi
zapominać, że to jutro kiedykolwiek nadejdzie. Kiedy idę
na conversazione, pogrążam się w obrzydzeniu - zbyt
szczęśliwy, by odczuwać nudę - raczej niż w bólu.
Widzę te same twarze, słyszę te same głosy i tylko nie
śmiem spoglądać na sofę, gdzie już nigdy nie ujrzę Ciebie,
gdzie mogę zobaczyć tylko jakąś wiedźmę, która mogłaby być
uosobieniem oszczerstwa. Bez najmniejszego wzruszenia słyszę,
jak otwierają się te drzwi, w które zawsze się wpatrywałem
z takim drżeniem serca - ilekroć byłem tam wcześniej
od Ciebie - czekając, kiedy nadejdziesz. O miejscach jeszcze