(...) Moja dusza jest na wieki zespolona z Twoją, nie chcę
rzucać słów na wiatr, wiesz, że jestem z Tobą nierozłączny
i że nie rozdzieli mnie od Ciebie ani wzniosłość, ani małość.
Pragnąłbym, by jakiś ślub lub sakrament oddał mi Ciebie
na własność otwarcie i w obliczu prawa. Czym by to było
dla mnie! Mój nowicjat trwał przecież dość długo, bym miał
czas się rozmyślić. Adieu. Nie mogę dłużej pisać "Pani",
tak jak dotychczas nie mogłem mówić "Ty".

(...) I jeszcze coś z mojej podróżniczej litanii. Żydzi mają
sznury, którymi obwiązują ramiona w czasie modlitwy,
ja zaś obwiązuję ramię Twoją najmilszą wstążką, kiedy
do Ciebie wznoszę modlitwę i proszę o to, bym mógł mieć
jakiś udział w Twej dobroci i mądrości, umiarkowaniu
i cierpliwości. Błagam Cię na klęczkach, dokończ swego
dzieła, uczyń mnie naprawdę dobrym! W Twojej to jest
mocy, nie tylko wówczas, kiedy mnie kochasz, władza Twoja
wzrasta nieskończenie właśnie wtedy, gdy wierzysz,
że ja Cię kocham. Żegnaj.

Mam nadzieję, że się dobrze czujesz. Bądź zdrowa. Wciąż
nowe myśli przelatują przez głowę. Bądź zdrowa, nie mogę
się od Ciebie oderwać, dopóki nie dzieli mnie koniec kartki
jak drzwi w domu.

G.


Weimar, 22 marca 1781


Twoja miłość jest dla mnie jak jutrznia i zorza wieczorna,
co zachodzi po słońcu i znów przed słońcem wschodzi.
Jak nigdy nie zachodząca gwiazda polarna, co świeci niczym
wiecznie żywy wieniec ponad naszymi głowami! Modlę się,
żeby mi bogowie nie zaciemnili nigdy mej drogi życia.
Pierwszy wiosenny deszcz przeszkodzi nam w przejażdżce.
Ale za to rośliny ożywi, byśmy się mogli wkrótce cieszyć
pierwszą zielenią. Jeszcze nigdy nie przeżyliśmy wspólnie tak
pięknej wiosny, oby nie miała ona jesieni. Adieu. Dowiem się
o godz. 12, co dalej. Adieu, najmilsza, najukochańsza.

G.