a najczęściej są jednym ogniem, jedną wesołością. Ma skarby
w oczach i uśmiechu. - Drobne, przecudne piersi. Zresztą,
cóż Ci będę wyliczał. W niej samej są rzeczy najbardziej
cenne. W tej kobiecie są wszystkie możliwości. Wiele wad
i wiele zalet. Całość jest niesamowicie pociągająca.

Jest namiętność posunięta do granic choroby, do histerii,
i jest rozum - nie wykształcenie, a rozum. Jest zazdrosna,
także do histerii. Gdy raz zobaczyła u mnie zaczęty list
do Ciebie - a o Tobie dużo wie - zataiła mi dwa życia,
i sobie zatruła. Musi być ona jedna, poza nią nikt, nawet
myśli o nikim. Zupełnie naturalne.

Teraz, biedaczka, jest ciężko chora. Robili jej, tak jak i Tobie,
w pierwszy dzień świąt operację zęba z zapaleniem okostnej.
Dora wyrwała połowę zęba, nazajutrz miała wyrwać drugą.
Spuchła. Bolało. Zawezwała do siebie chirurga i ten pod
chloroformem wyjął jej resztę. Ból nie ustawał. Zrobił się
wrzód, więc na trzeci dzień, pod chloroformem, rozciął jej
chirurg wrzód. W pięć minut potem tańczyła jak oszalała,
śpiewała. Pojechała do Gdańska. Po powrocie zachorowała -
gorączka 40,5. Myśleli, że zapalenie płuc, to znów,
że influenza. Przez dziesięć dni skoki temperatury szalone,
dochodziły do 41, to znów spadały do 36,8. Maligna straszna.
Wreszcie domyśliliśmy się, a właściwie to ona się domyśliła,
że to co innego. Wzięto krew do analizy - no i dr Karwacki
wykrył prawdę. Wstrzyknięto jej wczoraj surowicę.
Stan bardzo ciężki - ale może się wyliże. 21 lat.
Zadepeszowało się po męża. Przyjechał. Siedziałem przy niej
noce całe. Dziś wyjechałem do Łodzi na występy
i zaraz zatelefonuję do niej. Dziś po południu miał być
Karwacki i zobaczyć, jak skutkuje wczorajszy zastrzyk.
Męczy się strasznie. Gorączka ją zjadła. Schudła. Ma ziemisty
kolor twarzy. Bardzo się o nią boję. Ty rozumiesz,
co to znaczy? Może umrzeć. Nie daj Boże - ale tacy
jak ona długo nie mogą żyć. Chirurg musiał, operując ząb,
nie wymyć dobrze narzędzi. Stąd katastrofa. Ściskam Cię,
Maro! - Masz nikomu, żywej duszy nie wspominać,
że ja do Ciebie pisuję o niej. Trzeba się liczyć
z jej charakterem.

Twój Kazimierz


[czyjś dopisek: kwiecień 1935 r.]
Poznań, niedziela


Droga Maro!

(...) Smutno mi się robi przeraźliwie, gdy myślę o Tobie,
bo ja wszystko, ale to wszystko tak żywo pamiętam
i czuję, jakbym się w ogóle z Tobą nie rozstawał. Czuję Twój
zapach, słyszę po prostu rytm Twego oddechu i widzę wyraz
Twych oddanych oczu i czuję Twoje dotknięcie. Tak, moja
droga. Za dużo i za gorące rzeczy były między nami,
żeby można było o nich zapomnieć. Zdaje mi się,
że mógłbym opowiedzieć historię każdego dnia spędzonego
z Tobą i wszystkich rozkosznych chwil, od których w głowie
się kręciło. Pamiętasz, jak kiedyś, w tych ciężkich dla Ciebie
miesiącach, gdy ta Szwejce [...wycięte] (och, jaki ja głupi
byłem!) wlazła między nas, przyszłaś do mnie rano?
Ja nie ruszałem się z łóżka, czy też z kanapy. Ty w kącie
na prawo szlochałaś, potem przyszłaś do mnie blisko,
ja zacząłem dygotać. Szepnęłaś tylko "chcesz"? Mia[...]
To było cudowne! A w Hotelu Angielskim, gdy na żebro
leżałem, a Ty w tym obcisłym niebieskawym
czy jasnogranatowym swetrze byłaś przy mnie i potem
przyszłaś na kilka godzin późnym wieczorem i w nocy
wyszłaś? A jak spadliśmy z kanapy na podłogę,
pod kaloryfer? Także wtedy płakałaś! A same początki?
Jakie to jest dla mnie śliczne i drogie, i serdeczne, i nie do
odżałowania! Jak chodziliśmy do szewca na Nowy Świat -
buciki mierzyłaś. A pewien spacer, po zwiedzaniu Zamku,
gdym Cię do domu odprowadzał na Tłómackie,
nad wieczorem. Ach, jak mi się wtedy nie chciało
z Tobą rozstawać. A te noce na Tłómackiem i wypędzanie
z łóżka rankami. A jak żałobę nosiłaś po babce? Pamiętam,
jak wodziłem za Tobą oczyma, gdy szłaś z Czystej
na Wierzbową. Taka śliczna byłaś i taka zgrabna,
moja Mara jedyna! A Knajka w berberi? Gdzie jest
ta fotografia? Przeszukałem kiedyś wszystkie książki,
czy nie zapodziała się gdzie między kartkami.
Nie mogłem znaleźć. I nie mogłem znaleźć jeszcze drugiej,
jeszcze bardziej kochanej fotografii, z Konstancina bodaj,
gdzie te nogi tak dobrze było widać. To z tego okresu,
gdyś musiała szukać pomocy Gromadzkiego doktora.
Także przepadła.