Listy Zygmunta Krasińskiego
do Delfiny Potockiej

18.02.1839


...przy Tobie tylko czułem, żem jeszcze niezupełnie
znikczemniał, że jeszcze zdołałbym być czymsić na ziemi
za zdarzoną porą, a kiedy sam jestem, kiedy co chwila ci,
którzy są ze mną nóż mi w serce wpychają przysięgam Ci,
że wszelkie drgnienie życia we mnie ustaje, ot, jak wypalone
drzewo leżę i gniję. Nieraz już myślałem, czy nie lepiej
byłoby od razu skończyć, bo mi żadna przyszłość, prócz
jednej tylko, się nie uśmiecha, a tę właśnie ludzie pomiędzy
bajki policzyli. Ja wiem, ja wiem, że ona kiedyś z rzędu
bajek się wyjarzmi, ona być musi, ale może wtedy już mnie
nie będzie. Lecz komuż ja mówię o boleści - Tej, której życie
było tylko boleścią. Tej, którą bym cieszyć powinien, a nie
wspominać o sobie (...).

23.02.1839


Mówisz, żeśmy wiele już mówili z sobą a więcej jeszcze
pozostało nam do mówienia. Mnie zdaje się, że mógłbym
zarazem dni całe przy Tobie milczeć, i dni, i nocy całe przy
Tobie mówić. Lecz nie uwierzysz, o ile mnie już żarty,
do których zapewne przy mnogiej publiczności z Tobą
przymuszony będę, nękać będą. Nie znam nikczemniejszej
męki, jak koncepta gadać tam, gdzie dusza coś
gwałtownego, poważnego lub tkliwego czuje, chwile anielskie
ubierać szatą arlekina, parodiować siebie samego.
Gdybym wszedł do kościoła pełny myśli wzniosłych i kląkł
przed ołtarzem, a tu nagle szatan przemienia mnie w małpę! -
muszę skoczyć na krucyfiks i zawieszać się na ołtarzach
srebrnych, w duszy nic nie mogę, rzuciła na mnie kształt,
wprawiła w ruchy poliszynela. To samo się dzieje pośród
ludzi w salonie. Boże, błogosław im za to! Jednak Ty
wiedzieć będziesz, że pod tą maską jest coś lepszego.
Kiedyż więc, kiedyż ja Twój głos usłyszę? (...)

...stanie się w mojej duszy czasem, jakobym Cię już widzieć
nigdy nie miał, wierz, żałuj mnie wtedy, bo czuję, że ostatnie
dobro wyrwanym mi, zaprzeczonym przez Boga mi jest.
Nigdym nie przeczuwał, że spotkam Ciebie, a teraz już nie
pojmuję, jak żyć bez nadziei widzenia Cię, bez listów Twoich;
wyrwałaś mnie z największego z odrętwień. Serce już
w piersiach zapomniane, suche, dobrocią swoją i współczuciem
nauczyłaś, że żyje jeszcze, a gdyby teraz los miał to życie
zabić, przeciąć, obrócić w nicość, gdybym Cię już nie ujrzał,
o, módl się za mnie, módl się, w tej chwili tak mi gorzko,
tak mi źle, o, proszę Cię, módl się za mnie.

13-24.12.1839 r.


(...) Przeszłość, przyszłość są to części tylko, my więcej
znaczymy niż one, w nas już i wieczność jest. Powiedz mi,
o, powiedz! Czy o tej godzinie cień Twej postaci nie oderwie
się od ciała Twego i nie przypłynie do mnie? Będę czekał
na Ciebie, będę sam o tej godzinie między szóstą a siódmą.
Dlaczegóż byś Ty nie miała się mnie pokazać? Wierzę w to,
że łatwiej żyjącemu się gdzieś w dalekim miejscu pokazać,
niż umarłemu powrócić. Czymże są nasze myśli, jeśli nie nas
samych formami, które płyną w stronę tych, których
kochamy. Czymże list Twój każdy, jeśli nie Tobą, ale Tobą
pod tym kształtem. Dlaczegóż nie mogłabyś i pod innym mi
się objawić? Dlaczego by Twoja postać nie zdołała powtórzyć
się tysiąc razy, polecieć do mnie przez fale powietrza jak
światło, jak magnetyzm? Dialy, dziś wieczór ja czekam na
Ciebie. Czy przyjdziesz w płaszczu błękitnym i białej sukni,
czy przyjdziesz do mego pokoju, kiedy ja sam będę, kiedy
powiem: "Pokaż mi się, Dialy!" - Ukażesz mi się cicha