Elegia nad grobem
lord Edward Herbert Z Cherbury
Biada, muszęż więc widzieć, jak noc wiekuista
Przesłania oczu najpiękniejszych dwoje,
Jak gasi ową światłość, co promienie swoje
Słała, tak jasna i tak czysta,
Że zdało się, iż żar ich i blask nam odsłania
Miłości treść i Poznania?
O, jeśli już przestały cię radować chwile
Spędzane z nami na tej ziemskiej scenie,
Jeśli wolałaś niebios bezkresne przestrzenie,
Zechciej powiedzieć nam choć tyle:
Gdzie to, co dziś jest garstką popiołu zszarzałą,
Piękność swą dawną podziało?
Czy słońce się odmładza blaskiem twej urody,
Morze od włosów twych pożycza fale?
Czy błękit z twoich oczu spija poufale
Głębina nieba i toń wody?
Czy, odkąd zmarłaś, oddech twój z jego słodyczą
Pachnące kwiaty dziedziczą?
Bo gdyby tak nie było — czyż słońca krąg złoty
Nie spałby raczej za ustronną chmurą?
Czyż niebo, przesycone szarością ponurą,
Łez by nie lało ze zgryzoty?
Czyż każdy z owych kwiatów, kiełkujących w glebie,
Nie byłby chwastem bez ciebie?
Lecz skoro wszystko wokół zdobniejsze się stawa,
Nie dziw, że świat cię nie żegna lamentem:
Byłby się minął ze swym powołaniem świętem,
Złamał właściwe sobie prawa,
Gdyby nie drugie życie, z pięknościami twemi
Niebu nadane i ziemi.
Powiedz więc, nam, łaknącym wyrocznego słowa,
Tym, którzy oto nad twym grobem stoją:
Powiedz nam, co się stało dziś z pięknością twoją,
W co się przemieni, w czym zachowa:
Powiedz, choć nam nie sprawisz ulgi, ani wcale
Nie skończą się nasze żale.
Przełożył
Stanisław Barańczak