Wiersz miłosny Macieja Szukiewicza pod tytułem Sielanka [Strona 2]

Albo — skoro w wszechświecie nic nie ginie mamie —

Gdzie spojrzenia, którymi ktoś mrący ogarnie

Świat cały, nim odetchnie po raz już ostatni?

Albo — czy chmurka może obawiać się matni?

Albo gdy na niebiosach księżyc się zapali

I na wody upadnie, jak dobyć go z fali?

Albo... i tak bez końca, jak w bajkach Szeheraz.

Otóż widzisz, ja myślę, myślałam już nieraz,

Że wszystko, co za "wielkie" wieki wiekom głoszą,

Czyli to będzie sztuką, czy ciała rozkoszą,

Przypomina nam zawsze stan ów, który czeka

Prędzej, później, lecz pewnie każdego człowieka —

Ów stan, którego żadne słowa nie upiększą,

Ów stan, co jest rozkoszą z wszystkich snadź największą,

Ku któremu twór wszelki ciągnie, w nocy, we dnie

Dąży z woli lub z musu, z wiedzą lub bezwiednie,

Ów stan, co niepodzielnie zawładnąwszy światem,

Cel bytu kiedyś spełni i...

Śmierć myślisz zatem?

Cicho, cicho na Boga! — mój złoty, mój drogi,

Nie wymawiaj imienia twej Pani złowrogiej,

Nie wymawiaj go nigdy, nigdy, nigdy głośno!

Za pusto tu, za ciemno, za smutno łzą rośną

Gęstwiny płaczą wokół... A jeśli to licho

Czych tu kędy z kosą? a jeśli? Więc cicho

Nie igrajmy z tą mocą podstępną i wrażą.

 

Szli oparci o siebie ramieniem i twarzą,

Z oczyma w mrok wbitymi, z płonącymi czoły.

Ona całą istnością w jego istność wrosła,

On na poły jej więzień, Prometej na poły.

Wszelkich pragnień go burza za świat zjawisk niosła,

A choć milczał, blask taki ze źrenic mu padał,

Że tym blaskiem duch jego cały się spowiadał

I mówił do jej myśli: dlaczego? dlaczego

Miłości naszej smutek i tęsknica strzegą?

Oto gdy pocałunkiem usta się nam spoją,

Oto gdy pierś mą złoże na białą pierś twoją,

Oto gdy tak bez woli, bez czucia, pamięci,

Czerpiemy z siebie słodycz uściskiem objęci,

Dusza z uwięzi zmysłów swobodnie ulata

W obcą dla nas, mistyczną krainę zaświata.

Co tam robi? czy słońca tam widzi, czy nowie?

Nie zgadnąć, tego ona nigdy nam nie powie

I tylko, gdy z wędrówki swej do nas powróci,

Niedobrze jej tu z nami i tak się wciąż smuci

Jak kędy na wygnaniu zbłąkana królewna.

Bo dla niej za powrotem jedna rzecz jest pewna:

Że nad żar ust łaknących, nad ciał lube sploty

Istnieją śluby ducha i ducha pieszczoty

Stokrotnie rozkoszniejsze i lepsze daleko —

Coś, jak kiedy się rzeka spotka z drugą rzeką,

Coś, jak gdy się dwie chmury ciągnąc nieba krajem

Zetkną i aż do drobin przenikną nawzajem,

Coś, jak kiedy dwa światła rozszczepione tęczą

Znów w jeden biały promień wspólnie się zaręczą

Coś, co nie ma określeń w naszej mowie lichej,

Coś, co bije blaskami z cudnych liców Psychy,

Gdy szałem z nas wyparta pławi się w eterze

I dziwną kąpiel z światła, woni, dźwięków bierze

I oboje nas potem, po swoim powrocie,

Rzuca na pastwę strasznej, bezbrzeżnej tęsknocie

Za tą kąpielą dziwną, za szczęsnością oną

Przeczuwaną zaledwo, a tak upragnioną...

 

Szli oparci o siebie ramieniem i twarzą

Jak anioły, gdy w niebie ziemską miłość marzą.

Szli, nie wiedząc u kogo, u dnia czy u nocy,

Na to swe utęsknienie szukać im pomocy?

Szli oparci o siebie, cisi...

A tymczasem

Jakiś zbłąkany powiew zakołysał lasem.

Za nich i za podobnych im całe miliony

Wyrwał się z mroków leśnych jakiś jęk stłumiony

Jakby całej ludzkości bolesne westchnienie

Szło rozbić bramy nieba... A tam — wciąż milczenie.