Wiersz miłosny Marii Grossek-Koryckiej pod tytułem Schody piękności

Schody piękności

Nad płótna starych mistrzów i rzeźbę attycką,

Co w marmur przesadziła ogród ciał młodzieńczych

Wolę westchnienie z ciosu o źrenicach tęczych

Patrzące w obłoki: Świątynię gotycką.

 

Ale od sięgającej niebiosów katedry

Szyją, co w gwiazdy wpiła żądło śmigłej struny,

Milszą mi twarz Melodii... jak srebrna twarz Luny

Widna przez powiązane w las akordów cedry.

 

Lecz piękności natury są jeszcze wspanialsze...

Kwiat wyższym jest od pieśni — od symfonii morze —

Od morza tylko niebo gwiaździste. — Tu może

Koniec?... Czy schody piękna idą jeszcze dalsze?...

 

Tak! — choć klęczę przed tymi, modlę się i szlocham...

Znam piękność, wobec której tak to wszystko blednie,

Zimne i mdłe... jak świeca zapalona we dnie —

Przy tobie, słońce moje, ty, którego kocham.