Wiersz miłosny Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej pod tytułem O cioci, co się otruła

O cioci, co się otruła

Ciotki nie były piękne, nie miały nic z wróżek.

Były dzielne, szczawiowe, barchanowe żony.

Nie miały złotych włosów ni jedwabnych nóżek,

ni oczu tajemniczych, ni rzęs wykręconych.

 

Brały serio dzieci, kwiaty i owoce,

mężów trzymały krótko, perfum nie lubiły,

zasypiały spokojnie w księżycowe noce,

pełne kurzej tężyzny i jaglanej siły.

 

Jedynie ciocia Lila, wiotka i pachnąca,

podobna była wróżce i paryskiej lali.

Chodziła w piórkach ptasich i tiulach ze słońca,

całowała unosząc nakrapianych woali.

 

Wkrótce ją jakieś wichry żałosne rozwiały

wśród wiosennych błyskawic i szumów ponurych...

Zgrzebne ciotki płakały — lecz nic nie wiedziały,

jaki był smak miłości i... trutki na szczury.