Wiersz miłosny Mikołaja Niekrasowa pod tytułem Burza

Burza

Rok się ociągała sąsiadeczka Hanka,

Wreszcie wyszeptała: "W parku jest altanka...

 

Więc... rozumiesz, miły? gdy zapadnie zmrok..."

Dłużył mi się dzionek — bardziej niż ten rok.

 

Młoda krew nie woda: jak zakipi — amen!

Patrzę ja na niebo, a na niebie zamęt.

 

W ciemne, ciężkie chmury bliski deszcz się zebrał,

Potem grzmot ponury — i lunęło z cebra.

 

Nachmurzyłem czoło, w sercu burza wściekła,

Diabli wzięli schadzkę przez tę słotę z piekła.

 

Hanka delikacik, Hance nie ochota

Wyjść za próg domostwa, kiedy taka słota.

 

Może by i w gorszą burzę wyszła do mnie,

Gdyby... Lecz czy kocha mnie aż tak ogromnie?

 

Bez nadziei, smutny, idę przed altankę

I w altance widzę — sąsiadeczkę Hankę!

 

Choć ją całą wyżmij, tak zmoczyło Hanię...

Długom ja osuszał moje ukochanie!

 

Ale od tej nocy czoła już nie chmurzę,

Tylko się uśmiecham, gdy posłyszę burzę.

Przełożył
Julian Tuwim