Wiersz miłosny Owidiusza pod tytułem II, 12 [Opaszcie moje skronie, laury

II, 12

Opaszcie moje skronie, laury triumfalne!

Zwyciężyłem! Korynna jest w moich ramionach,

Której mąż, stróż, drzwi mocne — tylu wrogów strzegło,

By ktoś nie znalazł na nią jakiegoś fortelu.

To zwycięstwo szczególnie jest godne triumfu,

Gdy ofiara — czymkolwiek była — jest bezkrwawa.

Nie nędzne mury, miasta lichymi fosami

Opasane zdobyłem sam — ale dziewczynę!

Gdy Troję pokonaną wieloletnią wojną

Zdobyto — ile sławy przypadło Atrydzie?

Moja do mnie należy, z nikim jej nie dzielę

I nikt inny już do niej rościć praw nie może.

Sam jako wódz i żołnierz dotarłem do celu.

Sam byłem jeźdźcem, pieszym, sam chorążym byłem.

Przypadkowy los moim nie pomagał czynom.

Przybądź do mnie, Triumfie, na którym zasłużył!

Mej wojny powód stary: gdyby nie porwanie

Heleny — pokój trwałby Europy i Azji.

Kobieta lud dwukształtny i dzikich Lapitów

Do walki pchnęła, kiedy nadużyli wina.

To kobieta przyczyną była nowej wojny

Trojan w twoim królestwie, prawy Latynusie.

To kobieta na Rzymian, u początków Miasta,

Nasłała teściów wrogą rozpętując bitwę.

Sam widziałem, jak byki o śnieżną jałówkę

Walczą, a ona wzrokiem zagrzewa je w boju.

Mnie także, tak jak innym — lecz na bój bezkrwawy —

Rozkazał pod sztandarem swoim iść Kupido.

Przełożył Jerzy Ciechanowicz