Wiersz miłosny Owidiusza pod tytułem Płaczcie nad moim losem!

I, 12

Płaczcie nad moim losem! Tabliczki wróciły:

"Dziś niemożliwe" — mówią przeklęte litery.

Jak tu w znaki nie wierzyć? Kiedy Nape chciała

Odejść właśnie, palcami o próg zawadziła.

Gdy znów będziesz wychodzić, pamiętaj przekraczać

Próg ostrożnie i nogi podnosić wysoko!

Precz stąd, wstrętne tabliczki, drzewo pogrzebowe,

I ty wosku, pokryty odmowy znakami!

Ciebie pewnie zebrała na kwiecie cykuty

Pszczoła z Korsyki, plaster lepiąc na miód podły.

Jak zabarwiony minią kolor twój czerwony —

Ten kolor mi zaprawdę krew na myśl przywodził.

Rzucone na rozstajach leżcie — zbędne drewno —

I niech was koła wozów jadących rozkruszą!

Ten, co z drzewa was wyciął, by was używano,

Ręce miał — jestem pewien — sam skalane zbrodnią.

To drzewo kark wisielca dźwigało nieszczęsny,

A katu posłużyło jako krzyż złowieszczy.

Puszczykom też ochrypłym cienia użyczało,

Sowy i sępa jaja ten konar piastował.

A ja jemu, szalony, zwierzyłem sekrety

Miłosne, czułe słowa dałem nieść do pani!

Lepiej by wosk ten pozew ogłaszał sądowy,

Który by jakiś sędzia srogim głosem czytał;

Lepiej by te tabliczki wśród rachunków tkwiły,

Nad którymi by skąpiec płakał swojej straty.

Podwójność wasza — wiem już — złego była znakiem,

Sama liczba nie była tu pomyślną wróżbą.

O cóż prosić mam, gniewny? Niech was starość strawi,

A od pleśni plugawej niech wosk wasz zbieleje!

Przełożył Jerzy Ciechanowicz