Wiersz miłosny Paula Verlaine pod tytułem Z "Elegii"

Z "Elegii"

Pośród niewielu przywar obcych mi zamieszczą

Zazdrość, owo uczucie nad inne złowieszcze,

Wzglądem ciebie, ty Kłamstwo moje ubóstwione,

Coś mną tak zawładnęło, że wszelką obroną

Starło we mnie, iż kiedy wychodzisz cacana

(Ba, na godziny całe!), strojna, wymuskana,

Za cały pozór, pretekst, chytrość, mrukniesz sobie:

"Wychodzą, mam sprawunki", i ja wierzą tobie!

Lecz strzeż się! niebezpieczeństw nie mierzyć hałasem.

Ty wiesz, czasem jest we mnie coś groźnego, czasem

Przyłapię się na geście, ruchu — ostatecznie

Jest się mężczyzną, prawda? — można mówić grzecznie,

Niemniej laseczka chybko obraca się w dłoni

Lub rewolweru lufka o zęby zadzwoni

Zbyt uprzejmemu panu, lub — jeśli dobrodziej

Woli — nożyk pod żebro takoż się przygodzl

Krew nie woda, a nerwy nie postronki; owo

Ciebie też jak poniesie, duszko, to już zdrowo:

Nietrudno na tej drodze dopytać się zwady.

Nie z powodu jakoby odsłoniętej zdrady,

Tak rozumiem przynajmniej, zważywszy szeroki

Sąd mój o tym, lecz mamy oboje wyskoki,

Co sprawiają, że nie jest z nas bezpieczna para.

Nie będąc więc zazdrosnym — haniebna przywara! —

Biorę na kieł, jak rumak krwi szlachetnej, skoro

Łechtnąć mnie w słaby punkcik, a mam ich dość sporo...

Przełożył Tadeusz Boy-Żeleński