Wiersz miłosny Pawła Kuszczyńskiego pod tytułem Biegnący kochankowie

Biegnący kochankowie

Williamowi Whartonowi

 

Paryż... Paryż... miasto nienazwane

gdzie życie jest na dłoni,

a sztuka bardziej oczywista

niż oddech.

Miłość rosła w nich niewspółnymi latami,

biegła z różnych miejsc,

czekała na swoją najbardziej nieznaną chwilę —

by się stać.

Teraz żyją pełnią otwarcia,

przynoszą ufność gołębi,

przychylne powietrze i szczerość.

Uwolnieni od litości,

tego nietaktu wobec istnienia.

Miękka ciemność wypełnia dotyk

i dźwięk, którymi mówi Mirabelle,

oczy bez błysku,

jedynie dla łez.

Kochać to więcej żyć.

Oboje dorośleją w miłości,

kochankowie dzielą się

brzemieniem nocy.

Obraz Place Furstenberg i głos

zielonego klawesynu —

mówią to samo.

Mirabelle i Jacques, Jacques i Mirabelle —

toczy się koło rozkoszy,

nawiedzającej noce wzajemnie

oddane.

Zycie jest dane,

śmierć przychodzi okupiona

trwaniem.

A wszystko stało się przez rozsypane

farby.

Ludzie przez miłość równi Bogu

się stają.