Wiersz miłosny Piotra Sommera pod tytułem Proza cienkiej Jolki Paryżanki

Proza cienkiej Jolki Paryżanki

(do "Płomyczka")

Ostatnio coś na okrągło boli mnie głowa,

rzekłbym: apolitycznie, nie masz powodu do obaw,

 

i poza tym czy tamtym, nic mnie pilnie z domu nie wygania,

ból jest miejscowy, sam trochę przypomina miejsce do mieszkania.

 

Mieszkać, to żyć — nie wiem, czy gdzieś to przeczytałem,

czy tylko sam to piszę, o, już napisałem.

 

Źli obcy, ja obcy, od obcych biją same świństwa,

co brzmi jak obserwacja na poły rosyjska,

 

na poły nawykowa, w końcu mieszka się w kraju,

gdzie jedni uczestniczą, inni się za świadków mają

 

i gdzie nie może się przydarzyć gorsza wpadka

niż całe życie uczestniczyć, a wziętym być za świadka.

 

Tu tylko kochane kiksy gorzej się pamięta —

na mocy luk w pamięci będzie wcześniejsza renta,

 

inaczej mówiąc, jeszcze na tym się dorobi

i wejdzie do kieszeni, co nie chciało wejść do głowy.

 

Bliscy rosną mi w sercu, ale milczą czule,

zwróciłem na to uwagę jeszcze przed tym bólem,

 

coś niecoś jednak się zawiera w pojemności serca,

co bywa tak ogromna, że prawie mordercza

 

— jeśli komora się powiększy, jak mówią, do upadu

(przepraszam cię za to niefrasobliwe gadu-gadu).

 

Dzwoniłem dziś do ciebie

bo jesteś w Paryżewie,

 

ale telefon głuchy był od rana —

masz luz, nie jesteś dla odmiany raz kontrolowana.

 

Mając trzy lata, byłem w Parysewie

koło Pilawy, u koleżanki Matki,

 

furmanką było coś trzy kilometry od stacji.

Przywieź mi tylko siebie.

 

Sam właśnie wróciłem do domu

i nie wiem: spiskować po kryjomu

 

czy raczej się zapisać do grupy polonijnej

(element jest szczególny, ale żyje wygodnie,

 

kapitał zaś mieszany, bo tak tu się nazywa

każda zdecydowanie polsko-polska inicjatywa),

 

nie wiem, bom na dobitkę został amnestionowany —

z punktu mi powiększono cztery ściany.

 

Wiesz, z Budapesztu też tu lubię wracać,

rzecz jest dobra na kaca,

 

stara zasada klina.

Oszczędziłbym jednak syna,

 

więc piśnij słówko, co też myślisz o tym,

gdy sobie jeździsz albo fruwasz samolotem

 

po naszym sławnym "niewielkim półwyspie"

(to Mao o Europie, znasz chyba aforyzmy chińskie),

 

nazywanym też w Stanach starym kontynentem,

co pewnie znaczy, że się skończył, może nie ze szczętem.

 

Piśnij, nim wrócisz, jak to się czasem mawia

ostatecznie, i się poświęcisz dzieciom albo sprawie, choć ta sprawa

 

rokuje głównie dalsze bóle głowy,

nie nawet z racji braku papierów wartościowych

 

ale dlatego, że tu się w kółko gada albo stawia krzyże.

Ostatnio znów poszła plotka, że Jezus był Żydem,

 

która ma ponoć zwolenników i w kościele, nie do wiary!

Sporo się w ogóle dzieje na odcinku wiary.

 

Więc może syn nie będzie tak bezbronny,

jeżeli wepnie sobie w klapę obrazek Madonny,