Wiersz miłosny Propercjusza pod tytułem II, 29 a [Gdym wczoraj, światło moje

II, 29 a

Gdym wczoraj, światło moje, nocą szedł pijany,

Żaden mnie ze służących nie wspierał ramieniem,

Tłum chłopców — nie wiem ilu — zastąpił mi drogę,

A strach mi nie pozwolił nawet ich policzyć.

Jedni mieli pochodnie, inni znowu strzały,

Część zdawała się na mnie już szykować więzy.

Byli nadzy. Z nich jeden, nad innych swawolny

"Chwytajcie go" — zakrzyknął — "Dobrze go już znacie.

To on! To jego gniewna wskazała dziewczyna."

Tak rzekł i już mi powróz na kark zarzucili.

Jeden każe mnie w środek pędzić, drugi rzecze:

"Niech zginie, kto nas nie chce za bogów uznawać!

Ona — niesłusznie — czeka ciebie godzinami,

A ty, głupcze, po jakich wciąż się włóczysz bramach?

Gdy ona w nocnym czepku rozluźni wiązania

I na ciebie podniesie swe spuchnięte oczy,

Woń ogarnie cię słodka — lecz nie z ziół Arabii —

To sam Amor dziewczynę tak szczodrze obdarzył.

Oszczędźcie go już bracia! Już wierność przyrzeka.

A oto już jesteśmy pod właściwym domem."

I tak mi powiedzieli, płaszcz mój mi oddając:

"Idź teraz i pamiętaj, by noc spędzać w domu!"

Przełożył Jerzy Ciechanowicz