Wiersz miłosny Rainera Marii Rilke pod tytułem Abiság

Abiság

I

 

Leżała, mając szczupłe swe ramiona

wokół zwiędłego przewiązane ciała,

gdzie tyle długich, słodkich chwil leżała,

nieco starością jego zalękniona.

 

Bywało, na krzyk sowi twarz uniesie

znad brody, którą był okryty on,

czując, jak tkliwie-pożądliwie pnie się

ku niej — co nocą jest — ze wszystkich stron.

 

Mrugała gwiazda, tajna doradczyni,

zapach łożnicą szedł za krokiem krok,

drżał fałd zasłony, jakby znaki czynił

i za znakami cicho szedł jej wzrok.

 

Lecz ona, do mrocznego lgnąc starucha,

na noc nieczuła i na jej podchody,

grzała piersiami majestatu chłody,

jak duch dziewicza i jak puszek krucha.

 

II

 

Codziennie król wspominał, ledwo świta,

świetność minioną i rozkoszy smak;

u stóp leżała suka-faworyta.

Lecz w noc go okrywała Abisag

swym ciałem; ponad życiem, pustym jak

brzeg niegościnny, gdzie nikt nie zawita,

gwiaździsty piersi jej górował znak.

 

I jako ten, co niegdyś znał niewiasty,

posępnie śledził spopod brwi krzaczastych

kamienny kształt niecałowanych ust.

I widział: nie nagina się ku niemu

uczuć jej gałąź gibka. — Dreszcz go ziębił,

zdejmował mróz. Wsłuchiwał się po psiemu

i szukał siebie w swej najskrytszej głębi.

Przełożył
Artur Sandauer