Wiersz miłosny Rainera Marii Rilke pod tytułem Perły się toczą

Perły się toczą

Perły się toczą. Ach, czy zerwał się jeden ze sznurów?

Lecz cóż by pomogło, gdybym je znów nanizał: brak mi ciebie,

podtrzymująca je, silna klamro, ukochana.

 

Czyliż nie pora? Jak przedświt na wschód słońca,

czekam na ciebie, blady od kończącej się nocy;

jak pełny teatr natężam wielką wizję,

by z twego wzniosłego występu na scenie

nic nie uszło mojej uwagi. O, jak zatoka w otwartą przestrzeń

wpatruje się i od światła morskiej latarni

rozciąga błyszczący obszar; jak łożysko rzeki w pustyni,

by je z gór czystych jeszcze niebiańska uderzyła ulewa —

jak więzień, z głową wzniesioną, wytęsknia odpowiedź

gwiazdy, ściągając ją w swoje niewinne okno;

jak ten, który ciepłe kule

odrzuca od siebie, by je na ołtarzu

zawieszono, i pada na ziemię, i leży nie mogąc się podnieść bez cudu:

spójrz, tak się tarzam, gdy nie przychodzisz, do ostatniego tchnienia.

 

Ciebie tylko pożądam. Czyliż szpara w chodniku,

gdy, biedna, czuje już napór trawy, może nie pragnąć

całej wiosny? Spójrz, wiosny ziemi.

Czy księżycowi nie trzeba, by jego odbicie

zabłysło w wiejskim stawie, wielkiego zjawienia obcych gwiazdozbiorów?

Jak może się spełnić rzecz choćby najmniejsza, jeśli ku nam nie ruszy

pełnia przyszłości, czas całkowity?

 

Czyliż w końcu nie jesteś w niej, Niewysłowiona? Jeszcze

chwila i nie utrzymam cię więcej. Starzeję się albo

tam spychają mnie dzieci...

Przełożył
Mieczysław Jastrun