Wiersz miłosny Roberta Frosta pod tytułem Żona ze wzgórza

Żona ze wzgórza

1. Samotność

 

Mówi ona:

 

Człowiek powinien nie musieć tak bardzo

Przejmować się byle przedmiotem

Jak my — na przykład, gdy ptaki się sfruną

Pożegnać się przed odlotem,

 

Albo gdy pełne tych swoich piosenek

Z powrotem do nas przylecą;

Bo chodzi o to, że my z tobą zbytnio

Radujemy się jedną rzeczą,

 

A potem zbytnio smucimy się inną.

Taki ptak — do serca sobie weźmie

Tylko siebie i drugiego ptaka,

I co dzieje się z gniazdem i w gnieździe.

 

2. Strach domowy

 

Nabrali tego zwyczaju; gdy z dali

Jakiejś po zmroku do domu wracali —

Opuszczonego wnętrza nie ożywiał

Blask lamp i popiół na kominku siwiał —

Zawsze ruszali parę razy kluczem

W zamku, by mogło ocknąć się i uciec

To coś, co tam się kryło; co takiego? — nie wiem;

I od nocy pod dachem woląc noc pod niebem,

Nabrali też zwyczaju, by drzwi nie zamykać

Przed zapaleniem w lampie pierwszego płomyka.

 

3. Uśmiech

 

Mówi ona:

 

Nie podobało mi się to, jak sobie poszedł.

Ten uśmiech: bez radości — to było najgorsze!

A jednak się uśmiechał — widziałeś? — ukradkiem!

Może dlatego, że mu dałeś tylko chleba

I biedak stąd zrozumiał, że u nas też bieda.

Może dlatego, że się zadowolił datkiem,

Zamiast wziąć nam coś siłą — mógł to łatwo zrobić.

Może się z nas natrząsał, może sobie szydził

Z naszego ślubu, z naszej młodości (i widział

Już w myślach nas oboje w starości i w grobie).

Chciałabym wiedzieć, dokąd zdążył zajść przed zmierzchem.

Pewnie patrzy z zarośli, z tym swoim uśmieszkiem.

 

4. Częsty sen

 

Nie miała słów dość mrocznych

Dla sosny, co nachalnie

Szczękała wciąż zasuwką

U okna w ich sypialni.

 

Nieznużenie niezgrabne

Łapy gałęzi krzywych:

Drzewo, jak wróbel bezradne

Przed tajemnicą szyby!

 

Nie dostało się nigdy do środka:

A z ich dwojga zaledwie jedno

Męczył częsty sen o tym, co drzewa

Mogą czynić, gdy już się wedrą.

 

5. Impuls

 

Zbyt się samotnie czuła i jałowo

W tej dzikiej głuszy,

Gdzie prócz ich dwojga, bezdzietnych, nie było

Ni żywej duszy;

 

Roboty w domu nie miała zbyt wiele;

W wolnych godzinach

Szła więc popatrzeć, jak on orze pole

Lub drzewo ścina.

 

Na pniu przysiadłszy, bawiła się drzazgą

Świeżego drewna,

Nucąc piosenkę — o czym? tylko ona

Mogła być pewna.