Wiersz miłosny Roberta Lowella pod tytułem Stara miłość

Stara miłość

Stara miłości, żono!

Pamiętasz nasze spisy ptaków?

Zeszłego lata, jadąc rano szosą,

minąłem nasz dom w Maine. Tkwił nadal

na swoim wzgórzu — ale

 

tym razem kolba kukurydzy

plamiła rudo drzwi.

Z masztu zwisała flaga z trzynastoma

pasami. Deski ścian przybrały

barwę starej szkolnej czerwieni.

 

Wewnątrz nowy właściciel,

nowa żona, nowa miotła!

W każdym pokoju lśniła

cyna łupów, zdobytych

w nadatlantyckich sklepach z antykami.

 

Nowe pogranicze! Dziś

nikt już nie biega do sąsiadów,

by wzywać przez ich telefon taksówkę

szeryfa i wyprawiać się nią

do sklepu monopolowego w Bath!

 

Nikt tu nie widział, jak

zjawia się twój kochanek-upiór

i jak, wpatrzony w okno,

zaciska

szalik na gardle.

 

Zdrowie nowych mieszkańców,

zdrowie ich flagi, ich starego,

odrestaurowanego domu

na wzgórzu! Wszystko wymiecione,

wywietrzone, upiększone i umeblowane.

 

Wszystko zmienione najlepiej jak można —

jacyż byliśmy tutaj drżący i gwałtowni,

odcięci śniegiem od świata, sam na sam,

kipiący złością jak osy

w naszym namiocie z książek!

 

Stara miłości, nieszczęsny upiorze,

przemów swym dawnym głosem

płonącej intuicji, która

całą noc nie dawała nam zasnąć.

We wspólnym łóżku a osobno,

 

słyszeliśmy mechaniczny pług,

jak ze stękaniem pnie się na szczyt wzgórz

błyska czerwonym i niebieskim światłem,

śnieg odrzucając

na pobocze drogi.

Przełożył
Stanisław Barańczak