Wiersz miłosny Rzymskiego poety nieznanego pod tytułem Najpiękniejsza

Najpiękniejsza

Lśniące oczy gwiezdnymi żarzą się ogniami,

Szyja woń róż roztacza, włos złoto przyćmiewa,

Czerwień purpury skradły delikatne wargi,

Piersi o barwie mleka ożywia krwi kolor,

Blask cały i uroda bogiń tobie służy —

Jaśniejesz, boskim ciałem zwyciężając Wenus.

Smukłe palce twej dłoni zdają się ze srebra,

Gdy bawią się jedwabną nicią cennej szaty.

Nóżka piękna nie muska kamyczków najmniejszych,

Twarda ziemia zbrodniczo uraża twe stopy.

Gdybyś przez lilie chciała skierować swe kroki,

Żaden kwiat od stóp lekkich nie doznałby szkody.

Niech inne zdobią szyje kosztownym klejnotem,

Perłami stroją głowy — ty jedna bez ozdób

Zachwyt wzbudzasz. Nikt nie jest całkiem doskonały:

W tobie wszystko zachwyca, gdy ktoś ujrzy ciebie.

Śpiew Syren, słodkie struny Talii by zamilkły

Na dźwięk twojego głosu, którym słodycz sączysz,

A nieszczęsnym posyłasz pociski miłości.

Słabnę, cierpię, usycham, pokutuję, płonę,

Wrę, wzdycham, ginę, pragnę, jestem pokonany,

Od ciężkiej rany cierpię i nieuleczalnej.

Lecz twe wargi ból srogi niech z serca mojego

Przepędzą i chorobę mej duszy tym lekiem

Przegnają, by tak ostre cierpienie mych członków

Nie szarpało osłabłych — bo umrę przez ciebie.

Lecz — jeśli to zbyt wiele — o tę łaskę proszę,

Byś już zmarłego śnieżnym otoczyć ramieniem

Zechciała — a wnet życie po śmierci mi wrócisz.

Przełożył Jerzy Ciechanowicz