Wiersz miłosny Sylvii Plath pod tytułem Zdarzenie

Zdarzenie

Jak te żywioły krzepną! —

Światło księżyca, kredowa skała

W której szczelinie leżymy

Plecami do siebie. Słyszę jak sowa

Krzyczy w zimnym kolorze indygo.

Groźne samogłoski wstępują w me serce.

Dziecko w białym łóżeczku przewraca się i wzdycha

Teraz otwiera szeroko usta.

Twarzyczkę ma wyrytą w bolesnym czerwonym drzewie.

A oto gwiazdy — twarde, nieustępliwe.

Jeden dotyk: pali i osłabia,

Nie widzę twych oczu.

Tam gdzie kwiat jabłoni mrozi noc,

Krążę wokoło

Utartym szlakiem dawnych błędów.

Miłość tu nie przybędzie.

Czarna przepaść odsłania się.

Na przeciwległym brzegu

Biała duszyczka, biały robaczek, daje znaki

Moje członki też mnie opuściły.

Kto rozczłonkował nas?

Mrok topnieje. Stykamy się jak kaleki.

Przełożyła
Teresa Truszkowska