Wiersz miłosny Tadeusza Różewicza pod tytułem Miłość

Miłość

Kupiłem ci pelargonię

niosę doniczkę w różowej bibułce.

Idę ulicą

ludzie biegną ludzie jadą ludzie krzyczą

ten sprzedaje

cudowny płyn na porost włosów

szkaplerze

trujące cukierki

pornograficzne obrazki.

Obok w czerwonym kościele

grożą jeszcze śmieszni piekłem

obiecują niebo

zachwalają wiarę ojców naszych.

Sprytny z rybim okiem

i brodą jak lisia kita z miedzi

nabił sto tysięcy nędzarzy

w butelkę

ogłosił bankructwo.

Mrowisko się mrowi.

Piszą anonimy, składają fałszywe świadectwa

chorują na syfilis

piją wódkę i eter

gwałcą i zarzynają

obliczają saldo.

Obywatele miasta obłudnicy

witają kardynała

karmazynowy kardynał

nie uczynił cudu

wygwizdały go ptaki.

Poeci grają na katarynkach

prowadzą dialogi z Bogiem

fałszują monetę.

Na uniwersytecie

profesor pod parasolem

w czerwonym turbanie na głowie

wykłada metafizykę,

radzi wdychać prane.

Bzdura obłuda fałsz.

Idę ulicą

jestem ci wdzięczny za miłość

cieszę się pelargonią

w różowej doniczce.

To jest prawda:

miłość uszlachetnia

jestem lepszy

odrobinę lepszy

wierzymy w to oboje.