Wiersz miłosny Thomasa Hardego pod tytułem Głos

Głos

Z pustki po tobie wciąż wołasz mnie, wołasz mnie,

Jakbyś mi chciała powiedzieć, że czas

Zmarłych się cofa, że, młoda znów, zdołasz mnie

Olśnić raz jeszcze, o tak, jeszcze raz.

 

Twójże to głos? Więc się ciałem ty sama stań,

Bądź jak w te dni, gdy, widoczna zza wierzb,

Stałaś na progu, czekając: ta sama stań,

W tamtej niebieskiej sukience — ty wiesz...

 

Czy też nie głos to, lecz trawa i szelest jej

W wietrze, co zrywa się, zrywa się znów,

Jakby mi pragnął powiedzieć, że źle jest jej

W pustce bez czasu, bez kresu, bez słów?

 

Tak idę chwiejnie przed siebie,

Liście spadają dokoła

I słychać zawodzenie: wiatr w cierniowym krzewie

Albo to ona woła.

Przełożył
Stanisław Barańczak