Wiersz miłosny Wespazjana Kochowskiego pod tytułem Znikoma uciecha snu lubego

Znikoma uciecha snu lubego

A we śnie-ż to czy na jawi

Ten mię widok luby bawi?

Czy przez jakie zachwycenie

Patrzę na śliczne stworzenie?

Nie wiem, sam i anieli

By tej postaci być mieli;

I Helena, chwalna strasznie,

Przed jej cerą pewnie zgaśnie.

Twarz białością śnieg przechodzi,

W niej rumieniec środkiem brodzi.

Korale tę farbę mają,

Gdy je z perły pomieszają.

Płeć nadobna, oczy wdzięczne,

Jak w pełni światło miesięczne,

Brwi tej co kruk są czarności,

A ząbki z słoniowej kości.

Czoło śliczne, wygładzone,

Jak niebo wypogodzone.

Usty kiedy najmniej ruszy,

W zachwyceniu być mej duszy.

W mowie swojej ma te dary,

Że przechodzi i nektary.

Gdy się gniewa, tej postaci,

Jak gdy kanar z miodem z barci.

W drobne cyrki warkocz kręty,

Tuż się wiersza nad draźnięty.

Na nie oko snadnie natrze,

Dwa ich ryte w alabastrze,

Z którego kształt wszytek ciała

Natura uformowała,

Jakby ją przed wszystkim ludem

Chciała mieć gładkości cudem.

Kiedy chwalę to, co widzę,

Lubo się niczym nie brzydzę,

Dopieroż bym chwalił i to,

Co przed oczyma zakryto.

Aliści sen te rozkoszy,

Odbiegszy mię, w lot rozpłoszy

l ono śliczne widziadło

Z oczu moich się wykradło.