Wiersz miłosny Wincentego Brzozowskiego pod tytułem A więc na zawsze żegnasz mię?

A więc na zawsze żegnasz mię?

A więc na zawsze żegnasz mię? To dobrze.

Pokój niech będzie z tobą, piękna pani.

Czy z tobą rozstać się boleśnie rani?

Z żyjących jestem: wszystko zniosę chrobrze.

 

Oto jest pierścień, odbierz. Kamień złoty,

Jak lustro w ramie srebrzystej, majaczy;

Oto są listy, mówiące inaczej

Niźli twe usta... Stylistyczne zwroty.

 

Nie szydzę, pani. Wierzyłem niezłomnie

W wszystkie twe słowa: «Kochaj mnie wieczyście!

Wiosna! Na drzewach, patrz, pachnące liście!

Wiatr szumi! Słońce świeci! O, pójdź do mnie!»

 

Lecz nim odejdziesz, pozwól, w twoje oczy

Raz jeszcze spojrzę. I czarem spowity,

Mówiłem zawsze: «Żywe chryzolity,

Lśniące w głębinach miłosnej roztoczy...»

 

Lecz nim odejdziesz, pozwól, niech popieszczę

Twoje przesłodkie, rytmiczne kolana,

Niechaj zmysłowe zaśpiewam hosana!

Na twoim łonie, gdzie blask i dreszcze!

 

I myśleć, że tam jakieś bezimieńce

Wtargną do twojej piękności świątyni,

I pośród tłumu, tej ducha pustyni,

Zgasną na twoim czole — moje wieńce!...

 

O, żegnaj, żegnaj! Odsunę wrzeciądze,

Otworzę wrota serca, gdzie, wśród mgławic

Szumnej purpury, lśnią pęki błyskawic

I w harfę życia dzwonią moje żądze!

 

Odejdź! Ostrożnie! Zapalę płomienie,

Bo ciemność nocy głęboko się szerzy —

A ty w dół idąc ze szczytów mej wieży,

Potknąć się możesz i runąć w bezdenie...