Wiersz miłosny Wolframa von Eschenbacha pod tytułem Hejnał poranny

Hejnał poranny

Strażnik

 

"Jego szpory przebiją chmury jak co rano,

Powstaje z wielką siłą i zwycięża!

Widzę, jak dzień nadchodzi — szlachetnego męża

Znów dziś rozłączy z jego ukochaną.

Zawsze go tu zostawiam w trosce i obawie,

Ale to czynię, kiedy tylko mogę.

Jego wysokie cnoty w piękności oprawie

Każą do ciebie z nim wyruszyć w drogę."

 

Kobieta

 

"Strażniku, twój śpiew serce zbolałe rozorze

I tylko moje pomnoży cierpienie,

Wieść twoja na mą radość rzuca czarne cienie

Jeszcze przed świtem, o tak wczesnej porze.

Nic nie mów, zamilcz raczej, całkiem zamilcz o tym,

Ja ci to każę w imię twej wierności;

W miarę mojej możności nagrodzę cię zlotem,

Przy mnie zostanie przedmiot mej miłości."

 

Strażnik

 

"Musi wkrótce stąd odejść, choć wam zawsze mało,

Pożegnaj go, nadobna, należycie,

Pozwól mu cię miłować innym razem skrycie,

Lecz winien honor zachować i ciało.

On zawsze mi powierza się, pełen ufności,

Że go do ciebie z powrotem sprowadzę.

Świta — gdy go zabrały słodycze miłości,

Noc jeszcze wtedy sprawowała władzę."

 

Kobieta

 

"Śpiewaj, co chcesz, strażniku, lecz zostaw go jeszcze,

Noc przecież, gwiazda nie wzeszła poranna.

Moja miłość go zatrzymuje tu zachłanna,

Od twego głosu przechodzą nas dreszcze.

Twój głos zbolałe dusze jak grot nam przewierca,

Głos, który straszy, nim światło nastanie,

Tak często mi zabiera go twoje wołanie

Z mych białych ramion, ale nigdy z serca!"

 

Że dzień rzucał przez szyby błyski na oboje,

Zasię strażnik ostrzegał, nie śpiewał jedynie —

Przelękła się o tego, co spoczywał przy niej,

Więc do piersi piersiątka przycisnęła swoje,

By rycerz nie zapomniał, co mu czynić trzeba,

(Niepokoił go też strażnika głos nieśmiały):

Zbliżało się rozstanie — i dla nich się stały

Całunki i pieszczoty cenniejsze od nieba.

Przełożył
Leopold Lewin