Wiersz miłosny Zofii Nałkowskiej pod tytułem Anemone Nemorosa

Anemone Nemorosa

Żyję między zagasłymi gwiazdami...

Chodzę, jak gwiazdy, po mroźnych orbitach,

Ślepymi oczami wpatrzona kamiennie

W ostatni nieskończoności skraj —-

Ze zdziwieniem wiedząca, że blask mój miniony

Przyświeca jeszcze ludziom, choć źródło już zgasło.

... Ale to dlatego, że jestem bardzo daleko —

A z oddalenia tylko wiedzieć można,

Że maj jest kłamstwem,

Że wiosna nie jest wiosną, już po drugiej stronie

Tej samej malutkiej ziemi...

 

Żyję między zgasłymi gwiazdami.

I nigdy nie myślałam, by w martwe me światy

Mógł się wpleść taki jasny, taki dobry maj,

Że się pewnego razu zabłąkam na wzgórza

Między młodymi drzewami,

Że o wschodzącym słońcu

Siądę na trawie jasnozielonej,

Wpatrzona w niskie, kwietne dale łąk.

 

(Jakże dziękuję panu za te białe kwiaty,

Rwane w majowy świt

Między pocałunkami...)

 

Smutno bardzo żegnałam tamto rano,

Wracając między gwiazdy umarłe,

Na dawną drogę

Kamiennie zapatrzonych

w nieskończoność światów —

 

(Jakże dziękuję panu...)

 

Ach — i dotąd uwierzyć nie mogę

Że maj ten cały był kłamany,

Że i on także był blaskiem pośmiertnym

Dawno zamarłej gwiazdy.

 

Nie mam siły uwierzyć...

 

Na pamiątkę

Zabrałam z sobą parę tamtych kwiatów,

I one mówią mi cicho,

Że to jest prawda — (ten maj...)

 

(Jakże dziękuję panu za te białe kwiaty,

Rwane w majowy świt

Między pocałunkami...)