Wiersz miłosny Zygmunta Krasińskiego pod tytułem Im dalej idę po drodze

Im dalej idę po drodze

Im dalej idę po drodze żywota,

Tym twój ideał się bardziej nade mną

Rozszerza — rośnie — gdyby tęcza złota,

Rzucona w ukos przez świata noc ciemną!

 

Nie w dniach mych przyszłych — lecz w dniach mej przeszłości

Żyje, com widział boskiego na ziemi!

A dni, co przyjdą, przyjdą na wzór gości

Smutnych i czarnych — o biada mi z niemi!

 

Jedną cię tylko prawdziwym aniołem

Znałem na świecie — reszta wszystko — ludzie!

Przed tobą tylko rozjaśnię się czołem,

A przed innymi zwiędnie czoło w nudzie!

 

W nudzie — w cierpieniu — w tej ducha chorobie,

Co serca chwyta, które piękność znały,

I toczy — póki nie ucichną w grobie,

Lub nie stwardnieją na wzór twardej skały!

 

A jeśli jeszcze się z tego kamienia

Kwiat jaki smętny wyczołga pod słońcem,

To nie kwiat szczęścia — lecz kwiat przypomnienia,

Co kwitnie ludziom przed życia ich końcem

 

I drogę grobu wytyka liściami —

Prowadzi z wolą do ostatniej schrony,

Aż się nareszcie zwinie nad trumnami

W suche na wieki i śniade korony!

 

Taki mnie wieniec — ostatni mój — czeka!

Idę po niego — łatwy do zerwania —

Jeszcze nie minął żadnego człowieka —

Sam się nasuwa — ku czołu się skłania —

 

I lubi czoła, schylone do trumny,

Na których zwiędło natchnienie i szczęście!

Lubi, by niegdyś odważny i dumny,

W wieczne z miernością związał się zamęście.

 

Tak w życiu każdym śmierć się rozpoczyna —

Dni kilka jeszcze, a wznak się obalę —

Żyłem, gdy biła piękności godzina —

Zginę, gdy zaczną płynąć głupstwa fale!

Karlsbad, 22 sierpnia 1841