Wiersz miłosny Adama Naruszewicza pod tytułem Do astronoma

Do astronoma

(fragmenty)

Bogdajś zdrów szperał szklanymi oczy

Po złotym niebianów domie,

Kędy się który gwiazd orszak toczy,

Ciekawy astronomie!

 

Wszystkieś wyprawił myśli do góry:

Tam dowcipnego cel smaku;

Dziwisz się cudom obcej natury,

A swojej nie znasz, prostaku!

 

Nie zajrzęć nieba, kiedy je sobie

I na tym znajdują świecie:

W twojej, Korynno wdzięczna, ozdobie,

W twoim dziedziczę portrecie.

 

Ni tak dzień miły, kiedy uśmiechem

Rozednisz wesołe lice;

Ni tak noc piękna, kiedy snem cichem

Żywe przy gasisz źrenice.

 

Z brwi twoich miłość cudniejsze pisze

Tęcze nad łuki promienne;

Z ust się szkarłaci, ustami dysze

Fosfor, nim światło da dzienne.

 

Widzieć i mleczną, acz ledwo mogę,

Rąbkiem kradzioną łakomem,

Na dwu nadobnych wzgóreczkach drogę —

Ach, chcę być astronomem!

 

Znoście mi wszystkie, mędrcy, lunety,

Bym w dalsze wszedł tajemnice,

Lecz w nich śmiertelnym wzrokom, niestety,

Bogowie dali granicę.

 

Za tą dwoistą metą Alcyda

Fortunne wyspy oblewa

Wdzięków ocean: prostak się wstyda,

Śmielszy tam z pociech omdlewa.