Wiersz miłosny Antoniego Słonimskiego pod tytułem Liryka

Liryka

Wiem, piechotą będę szedł ze stacji,

Choćby ciemnym to było wieczorem.

Zbłądzić trudno, kolejowym torem

I na lewo od dwu drzew akacji.

 

Kwiat tytoniu w ciemności pachnący,

Miodny zapach końskiego nawozu

I daleko gdzieś gwizd parowozu

Długi, smętny, tęskliwie cichnący.

 

Tak jak nieraz to już było we śnie,

Poznam głos twój, gdy zapytasz: "Kto tu?"

I za gardło uchwyci boleśnie

Strach i rozpacz, i szczęście powrotu.

 

"Kto tu?" — spytasz. Powiem: "Ja — Antoni,

Tutaj jestem." Jeszcze krok, pół kroku.

I dłoń drżącą poczuję na skroni.

I usłyszę bicie serca w mroku.

 

"Nie myślałem, że cię tak przestraszę!

Nie pal światła, stójmy tak, w ciemności.

Po co patrzeć w oczy już nie nasze,

Kiedy serca biją jak w młodości?"

 

"Po coś wrócił? Tu źle." "Ja wiedziałem,

Lecz nie było dla mnie ukojenia,

Zostawiłem tu wszystko, co miałem,

Nasze wspólne młodzieńcze marzenia."