Wiersz miłosny Arnolda Słuckiego pod tytułem Afrodyta

Afrodyta

Płetwistą,

w czepku plażowym

na ląd

widziałem,

jak wyszła po raz pierwszy.

Naga,

obręczą piany

na biodrach

dzwoniąc,

jak wokół słońca dzień nowy,

po grecku

imię wzywała Jehowy

i usta w pianie gryzła szalona

Maria cypryjska z egejskiego łona.

I ptak,

który siadł na jej brzuchu

był pewien

ruchów jej ciała i jęku

dwóch drewien

zbitych z dwóch cieni

zwisających ramion.

Jeszcze w niej się dwie miłości łamią,

dwie piękności nieutulone.