Wiersz miłosny Edmunda Bogdanowicza pod tytułem Quasi-ekloga

Quasi-ekloga

Leśną malinę Sylen zgniótł,

Zgniótł i rumiany pił jej miód.

Beato, czemu drżysz cała?

Raz leśną dziewkę porwał bóg,

Wlókł ją po mchach, ślad znacząc dróg

Różaną smugą jej ciała.

Beato, czemuś zadrżała?

 

Patrz, jakie miękkie leśne mchy,

Patrz, jakie złote skaczą skry,

Gdzie stopa twoja biała.

Beato, nachyl malin ust...

Drżysz?... To pod nogą chrząstnął chrust...

To echo fletnia grała.

Beato, czemuś zadrżała?

 

Las duszny, jakaś bije woń.

Czy tchnie kadzidłem leśna toń,

Czy róże twego ciała?

Patrz, jak się wdzięczy Chloi strój,

Jak Irys szaty zdziewa w zdrój,

Jak w bluszczach stoi skała.

Beato, czemu drżysz cała?

 

Powojów jasny spływa włos,

W paprociach szemrze szelest ros.

Erosa brzęczy strzała.

Beato, malin nachyl ust...

Drżysz?... To w krzach tylko gwizdnął drózd,

Beato, czemu drżysz cała?

 

Leśną malinę Sylen zgniótł,

Zgniótł i rumiany pił jej miód,

Beato, jakaś omdlała!...

Kalliste! Już cię porwał bóg...

Zmógł i po mchach omdlałą wlókł

W różanym rozkręcie ciała.

Beato, moja ty — cała!