małżeństwa okresie mogli być tylko sami ze sobą. Taki wyjazd niewątpliwie będzie sporo kosztował, ale ona częściowo pomoże go sfinansować. Poza tym Anna może sprzedać lub zastawić część swoich mebli i garderoby, a także innych rzeczy. Po zastosowaniu się do tych rad z pieniędzmi w kieszeni Anna zaproponowała Fiodorowi wyjazd, ale on niechętnie przyjął tę propozycję, zastrzegając się, że ich nieobecność nie może trwać dłużej niż trzy miesiące. Wyjechali wkrótce po Wielkanocy, nie przypuszczając, że wrócą dopiero po czterech latach.

Podczas pierwszych czterech miesięcy sięgnęli dna. Fiodor nie podyktował ani linijki. Anna nerwowo brała do ręki ołówek stenotypistki, ale głównie po to, by pisać swój dziennik (który okazał się bezcenną kopalnią informacji dla przyszłych biografów jej męża). Po krótkim pobycie w Dreźnie Fiodor postanowił zostawić Annę samą i pojechać na cztery dni do Hamburga, gdzie spodziewał się (jak oświadczył Annie) dużej wygranej. Pozwoli im to spłacić wszystkie długi i zafundować sobie podróż po Europie. Annę zaniepokoił ten plan, ale męża nie powstrzymywała. Marzył o tym od dawna, napisała w swym dzienniku, i przeciwstawianie się, nawet skuteczne, mogłoby załamać go psychicznie. Po ośmiu dniach otrzymała od niego list z wiadomością, że stracił pieniądze, jakie zabrał ze sobą, i prosi ją o przesłanie pozostałej sumy w celu, rzecz jasna, odegrania się. Pomimo swojej, niezbyt przyjemnej sytuacji osoby samotnej, pozostawionej na łasce losu w obcym mieście, posłała mu te pieniądze wraz z dopiskiem, że nie musi się śpieszyć z powrotem. Powrócił po jedenastu dniach spłukany do nitki. Nie tylko stracił wszystko co do grosza, ale jeszcze musiał zastawić zegarek. Niemniej Anna ogromnie się cieszyła, że do niej wrócił.

Przez pewien czas egzystowali jako tako z pomocą matki, dopóki Fiodor, ku ich radosnemu zaskoczeniu, nie otrzymał zaliczki od wydawcy nazwiskiem Katkow, któremu przyrzekł książkę. Osiemdziesięciu czterem napoleonom towarzyszyło ostrzeżenie, że jest to już ostatnia kwota i niech nie liczy na więcej pieniędzy. Dostojewscy uregulowali zaległe rachunki i udali się do Baden-Baden. Podróż w dusznym, brudnym pociągu trwała cały dzień, co było szczególnie dokuczliwe dla Anny, dręczonej napadami ciążowych mdłości. Kiedy przybyli na miejsce w czwartek wieczorem 4 lipca, dysponowali sumą sześćdziesięciu pięciu napoleonów. A Baden-Baden miało tyle stołów ruletkowych co mieszkańców.

Było za późno, aby zasiąść do poważnej gry, ale już rankiem następnego dnia Fiodor zajrzał do najbliższego kasyna. Wrócił wkrótce, wyznając Annie, że stracił piętnaście napoleonów, jakie miał przy sobie. Ponieważ ona trzymała rodzinną kasę, przynajmniej teoretycznie, wymogła na nim, że nie będzie zaglądał do kasyna częściej niż raz dziennie. Po południu tego samego dnia, ulegając jego prośbie, poszła wraz z nim do kasyna, gdzie na jej oczach stracił znów pięć napoleonów.

Nazajutrz rano Anna źle się czuła i Fiodor obiecał żonie dotrzymać w ciągu dnia towarzystwa. Nałóg jednak okazał się silniejszy niż jego wola i po paru godzinach oświadczył, że zamierza na krótko spróbować szczęścia przy stoliku. Powrócił o jedenastej w nocy, kompletnie załamany, z wieścią, że przegrał dwadzieścia napoleonów. W niedzielę Anna czuła się już lepiej, wobec czego Fiodor, gnany niepohamowaną żądzą gry, aż pięciokrotnie odwiedził kasyno. Tego wieczoru, kiedy przeliczyła pieniądze, okazało się, że zostało im jeszcze tylko dwanaście napoleonów.

Wówczas niespodziewanie los uśmiechnął się do niego. Poniedziałkowa i wtorkowa gra przyniosła mu sto sześćdziesiąt sześć napoleonów. Przymusowa sytuacja jednak nie sprzyja sukcesowi. W środę wieczorem ich fortuna skurczyła się do dwudziestu napoleonów. W czwartek stracił dziewiętnaście, wygrał dodatkowe sześć, zastawiając parę kolczyków i broszkę, które ofiarował Annie w prezencie ślubnym. Kiedy stracił i te sześć, został mu w kieszeni już tylko jeden napoleon. W piątek dziewiętnastego znikł z tym ostatnim napoleonem i drobnymi, zastawił ich ślubne obrączki, wygrał sto osiemdziesiąt franków (ale nie napoleonów), przegrał sto siedemdziesiąt siedem, po czym ponownie udało mu się wygrać sto osiemdziesiąt franków. Z pierścionkami i wygraną triumfalnie wrócił do żony. Anna mogła zapłacić zaległy czynsz.

I takie było ich życie. Pod koniec lipca Anna i Fiodor znowu zostali bez grosza; lada moment czekała ich eksmisja z powodu zalegania z opłatą za czynsz. Pewnego dnia Fiodor sprzedał futro Anny za osiem franków, wydzielając jej z tego dwa franki na obiad. W kasynie stracił sześć, następnie wygrał dwa, które także stracił przy kolejnych stolikach. Następnego dnia chodził jako domokrążca po domach z sukienkami żony na ramieniu. W niedługim czasie przegrał trzydzieści franków, jakie otrzymał za suknie. W sierpniu powtórzyła się podobna sytuacja. Litujące się nad Anną matka i siostra wysłały jej trochę pieniędzy wraz z zawiadomieniem, że zastawione w kraju rzeczy mają zostać wkrótce wystawione na licytację przez właściciela lombardu. Fiodor zabrał pieniądze do kasyna, aby niebawem nie zobaczyć z nich ani grosza. Utrata rzeczy Anny była mu zupełnie obojętna.